Z cyklu: Nie zapomnisz mnie nawet po śmierci: cz. 3
Cześć 3
Spotkanie z Lucy Woo.
Wtorkowy wieczór w pubie Casablanca zapowiadał się niezwykle pracowicie. Już o szóstej o popołudniu zrobiło się tłumnie. Do ósmej Winnie zdążył już wyprosić czterech awanturników, którzy bez pardonu naprzykrzali się Beth oraz innym klientom. Z nim nie było dyskusji, choć nie sprawiał wrażenia mocarza jakim był jego wuj Jamie. Nie przestrzegasz reguł, wylatujesz za drzwi i tyle. Koniec tematu. Wszelkie rozróby po pijaku czy zaczepianie kobiet, które wyraźnie sobie tego nie życzyły nie wchodziły w rachubę. Beth nie znosiła podpitych typków z wybujałym ego, którzy zaczynali znajomość od klepania jej po tyłku lub macania innych części jej ciała. Kiedy nie umiała poradzić sobie z takim natrętem do akcji wskakiwał Winnie Wilson, co kończyło się zwykle wywaleniem dziada na zbity pysk, a jeśli typek nie miał dość i wracał do lokalu żeby dalej rozrabiać dostawał porządne lanie. Obywało się bez interwencji służb porządkowych.
Uczyła się samoobrony od swojego opiekuna i całkiem nieźle jej to szło. Gdyby przyszło jej się obronić na ulicy być może poradziłaby sobie. Przynajmniej taką miała nadzieję. Dobrze się czuła mając przy boku Winniego lub swojego szefa, ale musiała też być niezależna od mężczyzn. Oczywiście nie brała pod uwagę, że mogłaby sobie sama dać radę z jakimiś groźnymi bandytami z mafii - tych było w mieście na pęczki - chodziło raczej o tych przypadkowych nieznajomych, takich typów z pubu lubiących zaczepianie i zadymy. Ale od tamtej nocy, gdy prawie zginęła w zdewastowanej Toyocie ciągle oglądała się za siebie i miała koszmary. Nadal nie wiedzieli kto nasłał na nią tamtych zbirów. Od tamtej pory Winnie praktycznie nie spuszczał jej z oka, zatrudnił nawet kumpla, żeby stale jej pilnował, gdy jego nie będzie przy jej boku. Nie wiedzieli czego jeszcze mogą się spodziewać dopóki nie dotrą do źródła. Jak się ochronić przed wrogiem, którego się nie zna? Niewidzialny wróg jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż taki, którego znasz i wiesz czego się po nim spodziewać.
Gdy Beth przecierała zwolnione stoliki po prawej stronie, do pubu weszła kobieta, której jeszcze nigdy wcześniej tu nie widziała. Elegancka, pachnąca, w drogiej kiecce i butach, fryzurę również miała nienaganną - coś w stylu Kleopatry. Babka lubiła retro, to było widać gołym okiem. Wyglądała na Chinkę i choć nie była już taka młoda to i tak robiła doskonałe wrażenie. Dbała o siebie, lubiła się dobrze prezentować. Jej ciuchy i makijaż od razu spodobały się Elizabeth, nie mówiąc już o fryzurze. Kobieta zajęła stolik przy oknie po przeciwnej stronie i wzięła z blatu jakieś pisemko modowe, które ktoś zostawił na blacie. Rozłożyła się w wygodnym fotelu i zaczęła czytać. - Odlot - pomyślała Beth zerkając w stronę nowego gościa. Nie przestawała czyścić blatu. Zanim zdążyła pomyśleć o podejściu do niej spostrzegła, że w stronę nieznajomej zmierza jej szef Jamie z szerokim uśmiechem na ustach. Chyba byli starymi dobrymi znajomymi. Beth prędko odstawiła popielniczkę na swoje miejsce i wróciła za bar. Jej koleżanka Ruth Perkins, również kelnerka obsługiwała akurat dwóch młodych gości, którzy zamówili lane piwo. Gapili się na jej ponętny biust, co umożliwiał duży dekolt w aksamitnej srebrnej sukience podkreślającej znakomitą figurę. Ruth, urocza blondynka o pełnych ustach absolutnie nic sobie z tego nie robiła, miała dosłownie gdzieś te ich spojrzenia. Jeśli chodzi o Beth to ona nigdy nie szalała z dekoltami w robocie, nie chciała dodatkowo kusić natrętnych klientów. I bez tego byli namolni. Tamtego wieczoru miała na sobie dżinsy i luźną koszule w kwiaty, a i tak budziła ogólny podziw męskiej części klienteli. Nie musiała wkładać kusej sukienki żeby się gapili na jej tyłek albo zakryty biust. Po licho bardziej rozbudzać wyobraźnie tych nieokrzesanych samców. Gdy wycierała blat na swoim stanowisku do Casablanki weszło trzech kolejnych facetów - dwóch białych i jeden Meksykanin. Zmierzali w jej stronę. Poprosili o trzy margarity i cygara. Ci trzej zawsze byli głośni i lubili zaczepiać kobiety w różnym wieku. Wychodzili z pubu jako ostatni. Oddalili się gdy zobaczyli, że Winnie wychodzi zaplecza ze skrzynką martini. Nie chcieli żeby ich od razu przyłapał na zaczepianiu Elizabeth.
- Winnie, kim jest ta kobieta z którą rozmawia Jamie? Pierwszy raz ją tu widzę - zwróciła się do przyjaciela Beth.
Wyraz twarzy mężczyzny był zagadkowy. Wyciągnął cztery butelki i postawił na półce znajdującej się w pobliżu. Wołał mieć więcej pod ręką, żeby potem nie latać na zaplecze. Co chwila spoglądał w stronę drzwi jakby kogoś wypatrywał... Pewno umówił się znów z jakąś kobietą.
- Lucy Woo, dobra znajoma wuja z dawnych cz
asów. Jego ojciec znał się też z jej ojcem. To długa i skomplikowana historia, ale ma dobre zakończenie. A tak na marginesie, ta kobieta to niezła szycha. Ma spore znajomości w całej zachodniej części Kanady... Dobrze ją mieć po swojej stronie.
- Jej ojciec jest Chińczykiem? - Beth znów przyglądała się kobiecie zagadanej przy stoliku. Jamie siedział na przeciwko niej. Nie mogła oderwać oczu od tej dobrze ubranej kobiety. Chciałaby mieć taką znajomą. Może Jamie przedstawi ją swojej starej przyjaciółce... Oby.
- Właściwie to był, bo już nie żyje. Urodził się tu w Kanadzie, a zmarł w Hongkongu. Li - chon Woo był trochę narwanym gościem, lecz posiadał charyzmę, która sprawiała, że miał więcej przyjaciół niż wrogów. Nawet z Indianami się zbratał. - Winnie czyścił kieliszek, już drugi z kolei. Znów zerknal w kierunku drzwi wyjściowych.
- Kogo tak wypatrujesz? - spytała Beth biorąc drugi kieliszek do martini, który był mokry. Musiała go tak wytrzeć, żeby na szkle nie zostały smugi. Lubiła polerować słuchając nastrojowej muzyki Billie Holiday, której aksamitny seksowny głos dobywał się właśnie z głośnika. Lubiła też słuchać klasycznego jazzu i rocka.
- Tacy dwaj goście mieli tu dziś wpaść, ale jesli ich jeszcze nie ma to już chyba nie dotrą. - Winnie odstawił wypolerowany kieliszek na jego miejsce i poprawił kołnierzyk ciemnej koszulki polo z delikatnej bawełny. Prócz tego miał na sobie jasne, przetarte dżinsy - tak dla kontrastu. - Usłyszałem od jednego faceta, że świetnie się znają na samochodach. Może mi załatwią nową brykę dla ciebie.
- Może ich pogoda spowolniła. Widzisz co się dzieje za oknem? Istny koszmar. - Odgarnęła za ucho ciemny kosmyk włosów, który opadał na czoło. Gdy się doszło do niej co przed momentem powiedział zrobiła wielkie oczy. - Zaraz, czekaj... Jak? Dla mnie? Żartujesz, prawda?
- Ale masz minę dziewczyno. - Wilson się roześmiał. - Mówiłem poważnie o tym samochodzie... Poproszę teraz o twój najpiękniejszy uśmiech. - Uwielbiał, gdy się szeroko uśmiechała, była wtedy najpiękniejsza istotą pod słońcem. Z resztą... nie znał bardziej uroczej kobiety niż Beth Jones.
- Kurde... Nawet nie wiem, co powiedzieć. - Wzruszyła się jak cholera. Zakryła usta prawa dłonią, a lewą machała. - Boże, nie wierzę...
- Winnie przyniesiesz nam martini do stolika? - zawołał Jamie z miejsca, w którym siedział. - Dwa razy.
- Zaraz je przyniosę szefie! - krzyknęła Beth. Zobaczyła, że Lucy Woo zwróciła na nią uwagę, a jej szef także patrzył w jej kierunku i coś mówił.
- Aha, lód nam się kończy - poinformowała ich Ruth Perkins.
- Skoczę na zaplecze i zaraz przyniosę - powiedział Winnie i odszedł od baru.
- Dziwne, że Nimo jeszcze nie przyszedł - odezwała się do koleżanki Beth. Przygotowywała właśnie drinki dla Jamiego i Lucy Woo. Wrzuciła ostatnie kostki lodu do kieliszków i sięgnęła po nową butelkę martini przyniesioną przez bratanka szefa.
Nimo był stałym bywalcem w Casablance, więc jego nagła nieobecność wydała się Beth dziwna. Facet miał na karku równe sześćdziesiąt lat, ale nadal był pełen wigoru i ludzie go za to lubili, za poczucie humoru także. Miał indiańskie korzenie i nie brakowało mu dostojności... ani powodzenia u kobiet. Był właścicielem doskonale prosperującej restauracji, którą prowadził razem ze swoim zięciem Włochem.
- Nimo jest teraz w Nowym Jorku, wraca za dwa tygodnie. Ma tam jakieś ważne sprawy do załatwienia... a poza tym... odwiedza tam jakas laseczkę, zdaje się, że Meksykanke. - Wyraz twarzy Ruth mówił, że jest z siebie dumna. Ta wygadana blondyna zwykle wszystko wiedziała przed wszystkimi o tym, co się działo w mieście. Powinna robić w gazecie, a nie w pubie.
- A ty jak widzę jesteś najlepiej poinformowana o tym kto co z kim robi i po co - rzuciła Elizabeth, a jej ton był pełen sarkazmu. Ruth tymczasem posłała jej lodowaty uśmiech i odwróciła się do niej plecami.
- No pewnie, że tak Beth. Idź im lepiej zanieść to martini, bo się zaczną niecierpliwić.
- Już lecę Ruth. - Nie oglądając się na drugą kelnerkę wzięła Martini i ruszyła w kierunku stolika przy którym siedzieli Jamie i Lucy Woo. Gdy postawiła przed nimi pełne kieliszki szef i ta kobieta spojrzeli na nią z wielkim zadowoleniem. - Proszę bardzo.
- To jest właśnie nasza wspaniała Beth Jones Lucy - odezwał się Jamie szczerząc idealnie białe zęby w szerokim uśmiechu. Duże zadbane dłonie o długich palcach i jasnych paznokciach oparte były na drewnianym blacie. - Najlepsza barmanka w tej dzielnicy.
- Wpędza mnie szef w zakłopotanie. Aż nie wiem co na to odpowiedzieć. - Beth pokręciła głową, a następnie przerzuciła spojrzenie z Jamiego na Lucy, która wpatrywała się w nią z zaciekawieniem. Ciekawe co o niej myślała ta dama o pięknych ciemnych skośnych oczach.
- Nie bądź już taka skromna skarbie - zwróciła się do Beth Lucy, a jej uśmiech był pełen tajemniczości. Usta pani Woo miały kolor szkarłatnej czerwieni podobnie jak długie paznokcie jej gładkich dłoni. - Skoro Jamie uważa, że jesteś najlepsza to widocznie tak jest. On nigdy nikomu nie kadzi bez szczególnego powodu. Miło mi Cię poznać Beth Jones. Jestem Lucy Woo. - Głos tej kobiety był głęboki i lekko zachrypnięty. Zerknela na Wilsona, który uniósł jedną z brwi do góry.
- Wzajemnie pani Woo. - Beth lekko pochyliła głowę w dół, a potem uścisnęła chłodną dłoń Lucy Woo. - Cieszę się, że pani nas odwiedziła.
- Jamie mówi, że masz mocny charakter, a ja lubię takie osoby. - Woo podniosła kieliszek do ust i delikatnie zamoczyła wargi w martini. - Chyba jesteśmy do siebie trochę podobne.
- Skoro on tak twierdzi. - Beth rzuciła szefowi ciepłe spojrzenie. On też podniósł swój kieliszek do ust. Była w lekkim szoku, gdy usłyszała z ust Lucy Woo takie słowa. Czyżby zrobiła na niej dobre wrażenie? Niewiarygodne.
- To miejsce jest piękne Jamie. Kocham takie retro klimaty. Do tego tyle miejsca na dole i galeria na piętrze. Robi wrażenie. - Lucy rozglądała się z zachwytem po lokalu Wilsona. Żaden element wystroju nie uszedł jej uwagi. - Wiedziałeś co lubię. Muzyka też mi się podoba.
Casablanca była totalnie nastrojowym miejscem urządzonym w stylu retro, co czyniło ją niesamowicie przytulnym lokalem. Jamie chciał żeby jego pub przypominal taki tradycyjny bluesowy klub w Nowym Orleanie. To tam się urodził i dorastał. Jego mama była wówczas znaną piosenkarką jazzową, a ojciec grał na różnych instrumentach dętych. Po dziadku Jamie odziedziczył saksofon, ale nigdy się nie nauczył na nim grać. Klub, w którym śpiewała mama był takim miejscem, którego się nie zapomina - ciepłym, pełnym dobrej muzyki, energii, gwarnym - po prostu niezapomnianym. Jako nastolatek Jamie co wieczór siadał przy wielkim oknie i patrzył z znajomych rodziców stojących pod pubem pogrążonych w żywej rozmowie. Teraz w Casablance stało pianino, które wtedy znajdowało się w tamtym klubie. Była też wiekowa gablotka na książki znajdująca się tuż przy wejściu na piętro. Ściany Casablanki zdobiły stare biało czarne fotografie, w tym zdjęcie przedstawiające dziadka Jamiego, grającego na saksofonie. Nazywał się Edgar Joe Farrell.
- Cieszę się, że jesteś zadowolona Lucy - powiedział Wilson i złożył ręce w geście podziękowania. - Muzykę dobiera Beth. Zna się na klimatycznej muzyce.
- I ta nazwa? Kto ci ją podpowiedział staruszku? - Woo mruknęła do przyjaciela okiem. - Casablanca brzmi fantastycznie.
- Mój bratanek Winnie. - Jamie odstawił swój kieliszek na blat.
- Czy to ten przystojniak za barem o czekoladowej skórze? - spytała zaintrygowana Lucy i wbiła spojrzenie w pięknie wyrzeźbiona sylwetkę Winniego. Te jego mięśnie działały na panienki. - Boże, jak on wydoroślał i dorównuje ci wzrostem. Ostatni raz widziałam go jak miał... czekaj... Siedem lat.
- Tak, dokładnie. - Jamie pokiwał głową.
- To ja już wrócę za bar. Ktoś może czegoś chcieć, a jest niezły tłum. - Elizabeth zaczęła się wycofywać.
- To może się potem napijemy jakiegoś porządnego drinka Beth? - zwróciła się do Jones zanim ta odeszła od stolika. - Jak już zamkniecie lokal. Chciałabym cię bliżej poznać.
- Bardzo chętnie. - Beth nie kryła kosmicznego entuzjazmu. Uśmiechnęła się i oddaliła się. Ruth patrzyła na nią z zazdrością. Wiedziała kim jest Lucy Woo i jakie ma wpływy.
- Chyba wpadłaś w oko przyjaciółce szefa pieprzona szczesciaro - rzuciła Ruth do Jones kiedy ta weszła za bar. - Dałabym wszystko żeby ta kobieta chciała ze mną gadać.
- Zazdrościsz jej co? - zbadał do Ruth Winnie.
- Weź mnie nawet nie wkurzaj facet - warknela na niego Perkins i oddaliła się. Miała ze sobą tace, a na niej dwa kufle ciemnego piwa. Poszła na koniec sali.
- Dla mnie Guinness z pianą na dwa palce - odezwał się jakiś Azjata w średnim wieku. Gość wyglądał raczej na Chińczyka i był porządnie odziany. Tych było w Vancouver najwięcej. Położył na ladzie dziesięć dolarów i rozejrzał się. Miał mokre czarne włosy, a woda ściekała mu na twarz. - Reszty nie trzeba aniołku.
- Jasne, już się robi. - Beth wzięła pieniądze z lady i schowała do kasetki, a potem sięgnęła po pusty kufel i odwróciła się do klienta plecami, żeby nalać mu piwo. - Dzięki.
- Ale leje, a ten pierdolony wiatr chciał mi dosłownie urwać łeb. - Mówiąc to Chińczyk patrzył na Beth, która podawała mu piwo. Nie mógł oderwać od niej oczu. - Już dawno tak nie waliło żabami.
- To prawda - zgodziła się z nim Beth. Gość wydał się jej przystojny, choć nie był zbyt wysoki.
- Oooo mój ulubiony klient! - krzyknęła Ruth na widok swojego znajomego Azjaty. - Jak się masz skarbie? - Dała mu całusa w policzek.
- Cześć kochanie - rzucił do Perkins uśmiechnięty Chińczyk. - Miło znowu widzieć moją gwiazdę.
- Skarbie? - Winnie zmarszczył brwi po czym rzucił kelnerce spojrzenie pełne zdziwienia. - Jakie znowu kochanie? Co to ma być za spoufalanie się z klientami Perkins?
- Idę na chwilę na zaplecze - oznajmiła Beth Jones. Zanim zniknęła obrzuciła koleżankę chłodnym uśmiechem.
- Co się tak oburzasz Winnie? - obruszyła się Ruth. - Ja i Cho jestesmy przyjaciółmi od wieków. Dobrymi przyjaciółmi. Nic ci do tego jak do mnie mówi. - Perkins nieraz pyskowała do Winniego, gdy Jamie nie słyszał i jak na razie uchodziło jej to na sucho.
- Gdyby wszyscy tak chcieli robić - zaczął Winnie, ale znajomy Ruth mu uciął.
- Masz z tym jakiś problem gościu? - spytał Chińczyk. Jego oblicze nagle spochmurnialo, a ton głosu zrobił się napastliwy. - Jeśli tak, to możemy to załatwić po męsku... na zewnątrz.
- Zaraz ty będziesz miał problem Cho - odezwał się do Chińczyka inny Azjata, który dosłownie przed momentem wszedł do pubu w towarzystwie dość wysokiego faceta odzianego na czarno w kapturze na głowie. On także miał na głowie kaptur żeby mu nie lało na łeb. Jego kompan zauważył Lucy, która do niego machała więc szybko ruszył w jej stronę, nawet nie zerknal w stronę baru. - Gdzie jest moja kasa ośle?
- Kurosawa... Niech cię cholera weźmie draniu jeden. Jakim cudem mnie tu znalazłeś? - Chińczyk powoli odwrócił się do stojącego obok niego faceta, który okazał się być przystojnym Japończykiem o bujnej czarnej grzywie i przystojnej twarzy. Skrzywił się, bo okropnie nie lubił Kazemaru. - O jakiej kasie mówisz durniu? Nie przypominam sobie żebym ci był coś winien.
- Jakiej? A srakiej cwaniaczku! - odparł Japończyk po tym jak zdjął ciemne okulary przeciwsłoneczne. Zajrzał tamtemu głęboko w wąskie skośne oczy. - Nie rżnij mi tu głupa, więcej mnie nie oszukasz. Gadaj zaraz kiedy zamierzasz mi oddać ten hajs?
- Kurosawa... - wkurzony Chińczyk rzucił tamtemu Azjacie groźne spojrzenie. - Bądź łaskawy i przestań mi tu pierdolić albo...
- Albo co? - Uśmiech Japończyka był zimny. - I w ogóle jakim prawem stawiasz się do współwłaściciela tego lokalu? Za kogo ty się masz paskudny oszuście?
- Prosisz się o guza Kazemaru! - wydarł się Cho. Był tak wściekły, że para wychodziła mu uszami i nosem.
- Eeeej Chińczyku, siadaj na dupie i pij to piwko w spokoju albo cię zaraz stąd wyprosze - odezwał się rozgniewany Winnie. - Ledwo wszedłeś i już zrobiłeś wokół siebie dużo szumu.
- Słyszałeś Cho? Siadaj grzecznie na dupie i zamknij jadaczke albo wylecisz stąd z wielkim hukiem. Dobrze ci radzę nie podskakuj szefom tego pubu. - Kurosawa pogroził mu palcem. -
- Już się ciebie wystraszyłem Japończyku - odgryzł się Cho i sięgnął po swój kufel. - Możesz mnie najwyżej ugryźć w dupę.
- Ja ciebie mam ugryźć? Chyba sobie jaja robisz. - Kazemaru był bliski ataku śmiechu. Już dawno się tak nie ubawił. Zwiesił głowę do dołu i zaczął nerwowo chichotac. - Daj sobie lepiej spokój z takimi żartami Cho. Serio.
- Nie wierzę, normalnie nie wierzę - powtarzała oburzona Ruth rzucając Kurosawie wściekłe spojrzenie. Rozdrażnił ją na dobre i nic sobie z tego nie robił. - Ja pitolę!
- Nie martw się Ruth, załatwię tego gnojka innym razem - powiedział Cho. - Na wyścigu. Będzie mnie błagał o litość. - Chińczyk uśmiechnął się kpiąco do Kurosawy.
- Nie możemy się doczekać palancie - odezwał się Mark, który stał za plecami Cho. - Już niedługo będziesz miał okazję zabłysnąć na szosie. Zobaczymy jak pojedziesz.
- Odwal się Walker! - warknal Chińczyk nawet się nie odwracając do Marka. Popijał swoje piwo gapiąc się na znajomą. - Z tobą nawet nie będę gadał pieprzony oszuście.
- Kto tu jest kurwa oszustem? Kto? - zapytał wkurzony Kazemaru i puknął Cho palcem w czoło. - Chyba ty.
- No właśnie - potwierdził Mark i zacisnął dłoń na ramieniu Cho tak mocno, że ten prawie podskoczył i wylał na siebie trochę piwa. - Nigdy więcej nie nazywaj mnie oszustem żałosny sukinsynu. Odwale się od ciebie jak oddasz Kurosawie całą kasę za tamtą brykę, kapujesz?
- Auuuuuu... puszczaj! - wrzasnął rozwścieczony Chińczyk. - Puszczaj kurwa mać!
- Co tu robisz Chińczyku? - Jamie otaksowal Chińczyka groźnym spojrzeniem. Cho ledwo na niego spojrzał. Ten koleś nikim się nie przejmował. - O ile pamiętam to zabroniłem ci się tu pokazywać. Kończ to piwo i wypieprzaj mi stąd póki jestem dobry.
- Masz tydzień na oddanie mi kasy Cho albo pogadam o twoich brudnych interesach z Lu Mingiem - zagroził mu Kurosawa. - Czy on wie, że wydajesz jego kasę w burdelu? Założę się, że jeszcze mu się nie pochwaliłes. - Spojrzał na Marka, który posłał mu tylko szelmowski uśmieszek.
- Co tu się dzieje? - odezwała się Beth, która akurat wróciła z zaplecza z paczką nowych plastikowych rurek do drinków. Natychmiast ściągnęła na siebie spojrzenia Marka i Kurosawy. Od razu ją poznali, ale nic nie mówili, a ona zastanawiała się skąd może ich znać. Dopiero dwie minuty później sobie przypomniała. Ten Japończyk, jego głos był znajomy.
- Mogłeś mi powiedzieć, że Cho ma tu zakaz wstępu to od razu bym go wykopał - rzucił do wuja Winnie.
- Nooo Cho, pochwal się nam za co masz tego bana od Sir Wilsona - powiedział do niego Mark tonem pełnym sarkazmu. Zdjął z głowy kaptur od czarnej bluzy. Spodnie i buty także były czarne. Luke też lubił się nosić na czarno. - Chyba się nie wstydzisz.
- Pieprzcie się wszyscy! - krzyknął Chińczyk i odszedł od baru. Przy okazji tracił Walkera łokciem. Miał ochotę dać temu kretynowi w ryło i zwyzywać od najgorszych, powstrzymał się jednak z uwagi na Jamiego. Zostawił na ladzie niedokończone piwo i żwawym krokiem ruszył w stronę wyjścia. - Jeszcze wam zrobię koło dupy, zobaczycie. - Wychodząc głośno trzasnął drzwiami.
- Czym ci tak podpadł ten gnojek Jamie? - spytała Lucy Woo, która podeszła do baru. Rozbawił ją ten niespodziewany wybuch Cho, szalenie ją rozbawił. Znała tego kolesia z najgorszej strony i chętnie by mu skopała dupę. Najwyżej zrobi to innym razem.
- Zapytaj lepiej czym mi nie podpadł, będzie prościej - odpowiedział ponuro szef Casablanki patrząc na drzwi wyjściowe, które chwilę temu zamknęły się za rozjuszonym Chińczykiem.
- Co Ruth, ty też chcesz wylecieć z tego lokalu? - spytał Winnie przyglądając się naburmuszonej kelnerce. - Zawsze możesz, wiesz o tym. Zajmij się lepiej klientami zamiast się uganiać za tym palantem.
- Hej Beth, piwo, mi się kończy! - zawołał Meksykanin siedzący przy stoliku koło kominka. Grał w pokera z tymi mężczyznami, którzy z nimi przyszli tamtego wieczoru.
- Grzecznie mi tam! - wrzasnął wkurzony Jamie.
- Tak jest szefie! - odezwał się Meksykanin.
- Ja mu zaniosę to piwo - zdeklarowała Perkins. Aż się gotowała ze złości, ale nie mogła nic poradzić na to, że szef nie lubił Cho. Z nim nie mogła dyskutować, za bardzo jej zależało na tej robocie. Była wściekła na Winniego, na tego Kurosawe i na Beth, która cieszyła się specjalnymi względami Jamiego. Z jakiej racji do cholery jasnej? Może i była jego przybraną córka, ale w pracy powinien ją traktować na równi z innymi.
- Kazemaru, Mark, dobrze, że jednak do nas wpadliście - odezwał się do nich Winnie Wilson. Już szykował dla tych dwóch whisky. Dwudziesto dwuletniego Granta.
- Japończyk jest tyle wart ile wart jest jego słowo - przypomniał mu Kazemaru udający śmiertelnie poważnego. To było trafne i bardzo prawdziwe powiedzenie cechujące niemal każdego Japończyka. - Jak moglibyśmy nie wpaść do Casablanki? To przecież najlepszy pub w tym mieście. - Puścił oko Jamiemu, który pokiwał głową. Facet dosłownie pękał z dumy słysząc słowa Kurosawy. Podobali mu się ci goście.
- Bylibyśmy dużo wcześniej, ale wysiadła chłodnica w jego ukochanym samochodzie i musieliśmy lecieć na metro - usprawiedliwiał ich Mark. Jedynie na moment oderwał spojrzenie od Beth stojącej koło Winniego. Wiedział, że ona już wie, że to on i Kazemaru ją wyciągnęli z tej płonącej Toyoty. Pewnie już zaczęła zadawać sobie pytania dlaczego ją tam wtedy zostawili zamiast zabrać do miasta. Jak się Jamie o tym dowie to ich zabije... Mogli jednak zaryzykować i ją zabrać.
- Nie gap się na niego kobieto, nie gap - karciła się w myślach Beth. Była ugotowana, gdy ich spojrzenia się spotkały. O Jezusie, nie mogła przestać podziwiać tego kolesia. Trzeba było przyznać, że facet wyglądał naprawdę zajebiście i wybitnie jej się podobał. Ciemny trzydniowy zarost na twarzy czynił go cholernie męskim i seksownym, do tego mocna szeroka klata i umięśnione ramiona, obłędnie niebieskie oczy w pięknej oprawie długich rzęs, wreszcie imponujący wzrost - miał przynajmniej metr osiemdziesiąt siedem. Mogła próbować wypierać to, że gość na nią działa, ale po co? Ten jego kumpel Japończyk także był niezłym ciachem, lecz to między nią, a Walkerem zadziałała cholerna chemia... To tylko chemia, nic poza tym Beth. Nie nakręcaj się, taki koleś na pewno kogoś ma. Ten Kazemaru pewnie też był zajęty.
- A skąd ty ich znasz Winnie? - zdziwiła się Lucy Woo przytulona do szefa Casablanki. Uśmiechała się czarująco do jego uroczego bratanka. Aż trudno było uwierzyć, że tamten chłopiec którego wtedy znała zmienił się w tak niesamowitego mężczyznę. Wuj miał na niego dobry wpływ.
- Zupełny przypadek - przyznał Winnie i spojrzał na Kazemaru. Obaj zaczęli się śmiać. Podał whisky Markowi, a potem Kazemaru. Podziękowali mu i wzięli się za sączenie trunku.
- Beth, powinnaś poznać moich ulubionych chłopaków - zwróciła się do niej rozpromieniona Lucy Woo. Najpierw pokazała palcem na Walkera. - To Mark Walker, bez którego pewnie by mnie tu dziś nie było. Dwa razy ocalił mi życie. A ten niezwykle urodziwy Azjata obok niego to Kazemaru Kurosawa, też bardzo równy gość i najlepszy kierowca jakiego znam. - Oparła prawe ramię o ladę.
- Przeceniasz mnie Lucy. - Walker puścił znajomej oko. Bardzo lubił i cenił tę babkę, która z pochodzenia była Chinką. Traktowała go tak jakby był jej synem, nieustannie otaczała opieką i wspierała jak mogła. Podobnie Kazemaru. Nigdy nie doczekała się własnych dzieci, więc ci dwaj młodzi mężczyźni dawali jej dużo radości. Bez nich byłaby potwornie samotna. Ostatnio rzadziej się widywali, bo Lucy Woo od ponad czterech lat mieszkała w Ottawie. W Vancouver pojawiała się sporadycznie, ale kiedy już przyjeżdżała zawsze ich odwiedzała. - Każdy facet na moim miejscu zrobiłby to samo.
- Nie pierdol Walker Wcale nie każdy - zaprzeczyła Woo udająca oburzoną. Uwielbiała tego faceta.
- No właśnie, nie pierdol - powtórzył za Lucy Kazemaru i trzepnal kumpla w ramię.
- Mnie też Walker uratował życie. W sumie to oni dwaj - oznajmiła w końcu Elizabeth i zerknela na Japończyka, a potem na jego najlepszego kumpla. Obaj zrobili wielkie oczy. Chyba się tego nie spodziewali. - Dzięki chłopaki. Gdybyście się wtedy nie zatrzymali byłoby po mnie.
- Drobiazg - powiedział Mark patrząc Beth głęboko w oczy. Spodobała mu się ta panienka, jej kocie spojrzenie, gibka sylwetka, długie nogi. Miała w sobie coś pociągającego, choć wydała mu się jakby odrobinę nieśmiała. Może to efekt zaskoczenia, kiedy go zobaczyła. Gdyby ją lepiej poznał... Ale czy na pewno tego chciał? Chyba trochę się bał, że zaiskrzy między nimi i pójdzie nie w tę stronę co potrzeba.
- To oni cię uratowali? Poważnie? - Jamie patrzył na przybraną córkę z niedowierzaniem. - Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Nie miałam co do tego pewności Jamie. Gdy mnie wyciągnęli z tej Toyoty byłam na w pół przytomna i ledwo kontaktowałam.
- Do końca życia jestem waszym dłużnikiem - powiedział śmiertelnie poważny Jamie. Podszedł do chłopaków i zaczął ich ściskać. Wzruszył się po raz pierwszy od bardzo dawna. Nigdy tak się nie zachowywał, nie ściskał obcych gości, więc Beth była w szoku. Zazwyczaj był nieufny wobec obcych. - Nie wiem, co bym zrobił, gdyby Beth zginęła. Po zniknięciu jej brata codziennie prześladują mnie myśli, że ktoś mi ją odbierze.
- Zaginął? Jak dawno? - zapytał Kazemaru.
- Dwa lata temu - odpowiedział Jamie. Potarł mocno zarośnięty podbródek.
- Kawał czasu. - Zmartwiony Kazemaru odsunął się od baru i zaczął chodzić po lokalu w te i we wte. - Miejmy nadzieję, że jeszcze żyje. Ile miał wtedy lat?
- Dwadzieścia - odparła przybita Beth patrząc smutnemu Japończykowi w oczy. Wzięła z blatu plastikową okrągłą tacę i poszła w kierunku opuszczonego stolika, na którym stały dwa puste kufle. Kurosawa wyglądał na przybitego, kiedy usłyszał o Ryanie.
- Moglibyśmy trochę powęszyć i docisnąć kogo trzeba, ale musimy wiedzieć, gdzie szukaliście, a gdzie nie. - Mówiąc to Mark patrzył na Beth pochyloną nad pustym stolikiem. Ta kobieta była jak magnes cholera. Nie chciał się na nią tak uporczywie gapić, ale to robił. Bardzo go to wkurzało. Trzymaj się od niej z daleka kretynie - podpowiadał jego wewnętrzny głos. Dopiero co rozszedł się z Maggie, której wciąż pragnął jak diabli, a teraz pojawiła się ta Beth... Kurwa, czemu się angażował w tą historię z jej zaginionym bratem? Chciał być dobry i pomocny. Serio? Kurwa, kurwa, kurwa.
- Wszystko wam opowiem Mark tylko nie mam teraz przy sobie odpowiednich papierów - oznajmił półgłosem zasępiony właściciel Casablanki. - Jak je znajdę to znów was zaproszę. Ten chłopak musi się znaleźć, musi.
- I znajdzie się - zapewnił Jamiego Mark. Poklepał go po plecach. - Choćbyśmy mieli objechać w tym celu cały świat.
- Będziemy kopać do upadłego - dodał Japończyk po czym sięgnął po swoją whisky. - Dopóki go nie znajdziemy. Proszę nam wierzyć.
- Gdybyście go znaleźli... Nie wypłacę wam się do końca życia.
- Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Trzeba wierzyć do końca szefie - powiedział Kazemaru do Jamiego.
- On ma rację Jamie - oświadczyła Beth wpatrzona w Japończyka. Jego wiara była niesamowicie urzekająca, silna i niezachwiana. Teraz on jej zaimponował i to bardzo. Musiał być silnym człowiekiem, niełatwo było go wyprowadzić z równowagi. Lubiła takich facetów. Takiemu mężczyźnie mogła wiele wybaczyć... Właściwie wszystko. Jeśli znajdą jej brata będzie ich dłużniczką do końca życia.
- Kurna jak leje, a ja chciałem pójść na dyma - marudził Mark odkładając swoją szklankę na ladę. - Nie wytrzymam dłużej.
- Poczekaj Walker, jeszcze trochę i ja Cię wyleczę z tego twojego zastanego nałogu. Raz na zawsze. - Japończyk groźnie spoglądał na kumpla i groził palcem. - Jeszcze trochę.
- No nie, to się we łbie nie mieści. - Mark złapał się za głowę.
- Możesz iść na zaplecze Mark. Tam jest uchylone duże okno - odezwał się Winnie.
- Dzięki - powiedział Walker i oddalił się, a potem zniknął za kotarą.
- To może i mnie przy okazji wyleczysz - zażartowała Lucy Woo. Zdjęła modny kapelusik i poprawiła włosy.
- Mówisz serio... Lucy? - Kazemaru wpatrywał się w Lucy z niedowierzaniem.
- A gdzie tam. - Woo machnęła ręką i roześmiała się. - Za bardzo to lubię.
- Jakbym słyszał Walkera. - Kurosawa przewrócił oczami. - Chyba macie te same geny.
- Wszystko możliwe. - Woo podeszła do Kazemaru i zmierzwila jego czarną czuprynę.
- Jezu Lucy, błagam cię, zostaw te moje kudły w świętym spokoju. - Kazemaru niemiłosiernie się krzywił. Coś mu się działo, gdy inni dotykali jego włosów. Shizuka też miała w zwyczaju mierzwic mu te włosy jakby miał pięć lat.
- Co to za mina? - Kobieta zaczęła poprawiać Japończykowi włosy. - No już dobrze Kaze, nie będę ich więcej ruszała. - Nie była pewna czy dotrzyma obietnicy, w końcu uwielbiała dotykać jego jedwabiście miękkich włosów, które tak pięknie błyszczały. Ta nieskazitelna lśniąca czerń. Nawet synowie jej brata nie mieli tak pięknych włosów jak Kazemaru... ani takich oczu.
- Gdzieś ty była tak długo Ruth? - zapytał Jamie przyglądając się nadchodzącej kelnerce. Wyglądała strasznie niewyraźnie. Na jego oko coś jej dolegało.
- W łazience szefie. Nagle źle się poczułam i musiałam skorzystać z dobrodziejstw tego miejsca - wyjaśniła Perkins i przyłożyła dłoń do czoła. - Matko... chyba mam gorączkę. Ledwo stoję na nogach.
- Gdybym wiedział, że tak będzie nie dawałbym wolnego Perry ' emu.
- Spokojnie Jamie, damy radę - uspokajała go Beth.
- Może to grypa żołądkowa - zasugerowała Lucy Woo. Patrzyła na dziewczynę z niepokojem. - Puść ją lepiej do domu, zanim nas wszystkich zarazi Jamie.
- Faktycznie, jest biała jak ściana - potwierdziła Beth zmartwiona stanem koleżanki.
- Ostatni raz miałam taką grypę sto lat temu - wyznała Ruth.
- Mojego wuja taka grypa zabiła. - Mówiąc to Kazemaru patrzył Ruth w oczy.
- Chyba ptasia - odgryzła się Ruth. Posłała mu lodowate wręcz mrożące spojrzenie. Nie mogła mu darować, że tak się obszedł z Cho. Za kogo ten gościu się ma? Ten drugi też nie lepszy. Uczepili się wszyscy tego biedaka jakby był jakim kozłem ofiarnym. Nie mogła się okłamywać twierdząc, że jej się ten facet nie podoba, bo jej się podobał i to bardziej niż Cho. Japończyk był aż pięć centymetrów wyższy od Chińczyka.
- Nie, nie ptasia. Żołądkowa - sprostował Japończyk i puścił jej oko. Pomyślał, że jest cholernie błyskotliwy i że to nawet podnieca tę całą Perkins. Ta druga kelnerka Beth nie spuszczała oczu z Walkera. Trochę szkoda, ale jeśli Mark nie będzie jej chciał to może on się koło niej zakręci. Czemu nie, kurna? Mark po rozstaniu z Maggie zrobił się potwornie upierdliwy.
- Dobra Perkins, zwijaj się do domu i wróć jak wyzdrowiejesz. Winnie cię zastąpi za barem, a potem mu oddasz te godziny - powiedział Jamie.
- Dzięki szefie. - Głos Ruth był słaby. Udała się na zaplecze, skąd miała zabrać swoje rzeczy, płaszcz przeciwdeszczowy oraz torebkę.
- Dwa razy Malibu poproszę - odezwał się jakiś gościu, który dopiero co wszedł do pubu ze swoją uroczą towarzyszką, wystrojona w srebrną suknie wieczorową. Kobieta miała jeszcze srebrne bolerko, srebrne szpilki i opaskę. Usiadła przy wolnym stoliku stojącym koło okna. Wyjął gruby banknot i wręczył Winniemu. - Reszty nie trzeba. - Odszedł od baru by dołączyć do swojej kobiety. Wyglądał równie elegancko jak ona. Był to wysoki szczupły blondyn o ciemnych oczach i gęstym zaroście. Dość często gościł w Casablance, więc od razu go skojarzyli. Dyrektor jednego z większych banków w mieście.
- Dziękuję bardzo, zaraz państwu przyniosę gotowe drinki do stolika - powiedział Winnie i schował pieniądze do kasy.
- Dziękuję! - odpowiedział gość, ale nie odwrócił się. Popędził od razu do stolika, przy którym siedziała tamta kobiety w srebrnej sukni.
- Spory macie dziś ruch - stwierdził Kazemaru biorąc do ręki swoją szklanke ze szkocką. Rozejrzał się po lokalu. - Wszystkie miejsca pozajmowane.
- Tak jest co wieczór, a przy specjalnych okazjach jeszcze więcej. - Mówiąc to Beth wpatrywała się w urodziwego Japończyka. Widać było, że facet jest zachwycony lokalem tak jak Lucy Woo. - Wtedy zamykamy później.
- Muzyka jest fantastyczna tak samo jak klimat - przyznał bujając się w takt zmysłowych bluesowych rytmów. Dopiero niedawno zaczął się interesować tym gatunkiem. W jazzie też się odnajdował. Na co dzień słuchał dużo rocka i hard rocka, czasem metalu. Zwłaszcza podczas jazdy.
- Japończyk słuchający bluesa. Ciekawe. - Winnie szeroko się uśmiechał. - A ten japoński pisarz Haruki Murakami kocha jazz. Słuchałem z nin wywiadu w radio.
- Mniemam, że lubisz Murakamiego Winnie - zgadywał uśmiechnięty Japończyk wciąż popijający whisky.
- A kto go nie lubi? - odparł Winnie. Robił drinka malibu tamtym ludziom. - To geniusz.
- Z grzeczności nie zaprzecze - żartował Kazemaru. Jego dziadek Asano znał mistrza pióra osobiście.
- Dobranoc wszystkim - odezwała się Ruth, która właśnie opuściła zaplecze. Odwróciła się jeszcze za plecy i rzuciła Markowi ponure spojrzenie, a potem ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
- Dobranoc! - zawołalismy chórem.
- Ktoś tu wspominał o Murakamim? - spytał Mark wychodząc zza kotary. Jego uśmiech był totalnie rozbrajający. - To za jego sprawą pokochałem jazz. To już siedem lat jak go słucham.
- O kochany... ja zaczęłam słuchać jazzu jak miałam czternaście lat - pochwaliła się Beth, a stojący koło niej Walker prawie osłupiał.
- I co teraz powiesz Walker? Dziewczyna rozwaliła ci system. - Kazemaru mrugnął do kumpla okiem. Zaczął bić brawo. - Brawo Beth!
- Cóż ja mogę na to powiedzieć? - Mark powoli przeniósł wzrok na Beth. Starał się ukryć lekkie zakłopotanie. - Hmmmm.
- Aaaaaj ty ośle. Powiedz po prostu, że Beth zrobiła na tobie zajebiste wrażenie. - Kazemaru zaserwował kumplowi srogie spojrzenie, a potem palnąl go w czoło. - No jedziesz gościu, jedziesz.
- Mam ją wyrywać na takie banały? Oszalałes Kurosawa? - Walker pokręcił głową z dezaprobatą. - To nie w moim stylu.
- Daj Winnie, ja im zaniosę to Malibu. - Elizabeth ostrożnie przełożyła kieliszki na tace, żeby nie rozlać. Na odchodnym posłała Markowi zimny uśmiech. W sumie miała gdzieś czy on to powie czy nie, nie chciała mu jednak pokazać, że się tym przejmuje. Nie spieszyło jej się do nowych romansów. Ostatni raz była z facetem w grudniu i ten krótki związek wyszedł jej bokiem. Darren okazał się próżnym niedojrzałym gnojkiem.
- Widziałas go? - powiedział do Woo oburzony Kazemaru, gdy Beth się oddaliła. - Ja chrzanie, co z niego za typ.
- Kurosawa... - warczał Mark. Już nie zamierzał udawać spokojnego. W środku aż się gotował. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchać tego Japończyka, a już na pewno nie w tej kwestii. Jeśli chce niech sam ją sobie wyrywa na takie teksty, to widocznie w jego stylu... Beth musiała być zachwycona gadkami Kazemaru. A on nadal czuł coś do Maggie, cholerny świat. Powinien sobie ją wybić z głowy i to jak najszybciej. Ten związek nie miał żadnej przyszłości... przez niego, bo nie potrafił dopuścić jej do siebie na sto procent. Chciała mieć faceta otwartego, który nie będzie miał przed nią tajemnic, a on nie mógł jej tego zaoferować. Żadnej.
- Widocznie to jeszcze nie ten czas Kazemaru. - Lucy specjalnie mówiła pół szeptem. - Trzeba mu dać czas.
- Kto mu się karze od razu angażować? - Japończyk wyszczerzyl się i wzruszył ramionami. - Noooo coooo do cholery? Lucy...
- Kurosawa... zabije cię. - Mark wsadził jedną dłoń do kieszeni w dżinsach, a drugą wziął szklankę wypełnioną do połowy trunkiem. Pił powoli delektując się każdym lyczkiem.
- Jeśli tylko potrafisz... - Zagadkowy uśmiech Kazemaru był kompletnie rozbrajający.
- Idź do cholery. - Walker uśmiechnął się drwiąco.
- Sam idź do cholery! - odgryzła się Beth, która akurat wracała od stolika tamtej wytwornej pary i usłyszała to co Mark mówił do Japończyka i myślała, że to do niej. Zagotowało się w niej.
- To było do Kazemaru, a nie do ciebie - wyjaśnił zirytowany Walker. Patrzył na nią chłodno z błyskiem w oku, lecz nic ją to nie obeszło. To było cholernie wkurzające. Zazwyczaj kobiety się wkurzały, gdy rzucał im takie spojrzenia.
- W takim razie masz wielkie szczęście - skwitowała i poprawiła fartuszek. - Bo bym ci osobiście skopała tyłek... Mówię serio.
- Ooooo Mark uważaj na tę dziewczynę, uważaj - rzuciła do Walkera rozbawiona Lucy Woo.
- Też bym z nią nie zaczynał - powiedział Kazemaru udający śmiertelnie poważnego.
- Z tobą też lepiej nie zaczynać - zaczęła Beth i mrugnela zawadiacko do Kazemaru. - Pewnie znasz karate i dobrze posługujesz się kataną.
- Ale ja nie bije dziewczyn. - Japończyk podniósł do góry wskazujący palec, żeby podkreślić wagę tego co powiedział.
- Beth Jones... co powiesz na odlotową nocną przejażdżkę po mieście w przyszłą sobotę? - spytał nagle zupełnie wyluzowany Mark.
- Proponujesz mi randkę? - zdziwiła się Beth.
- Nie randkę tylko przejażdżkę - poprawił ją szybko Walker.
- No dobra, skoro to nie randka to jesteśmy umówieni. - Wyciągnęła do niego dłoń, którą on zaraz uścisnął. - Stoi.
- Co ty kurwa robisz Walker? Umawiasz się z nią? - powiedział do siebie Mark, oczywiście w duchu. - Ty idioto. Ty skończony debilu.
- Ciekawe co na to Jamie. - Kurosawa podrapał się po głowie. Popatrzył na szefa Cablanki. - Ja to nie wiem czy bym ją puścił na nocną przejażdżkę po mieście z takim wariatem jak ty Walker.
- Przysięgam, że włos jej z głowy nie spadnie - zapewniał Jamiego Mark.
- Trzymam Cię za słowo - powiedział Jamie.
Dziękuję serdecznie za lekturę za komentarze, za Waszą obecność ❤️❤️❤️❤️ Będę wdzięczna za Wasze cenne opinie na temat tekstu i bohaterów. Jeśli widzicie jakieś błędy śmiało je wskazujcie, a ja będę poprawiac na bieżąco. Dziękuję. Macie już swoich ulubieńców?
Wow, this installment really ramped up the tension and character dynamics! The Casablanca pub feels like a living, breathing place, full of secrets and simmering conflicts. The introduction of Lucy Woo, and her immediate interest in Beth, is super intriguing.
OdpowiedzUsuńAnd that confrontation between Cho, Kazemaru, and Mark at the bar? Absolutely electric! It's clear there's a lot of history and bad blood there. The revelation about Mark and Kazemaru saving Beth, and then their offer to help find her brother, just ties everything together brilliantly. I'm already hooked on what happens next.
Amazing comment Melody!!! ❤️❤️❤️❤️ Thank You very much for these words. Im great fan of your comments. You are fantastic and interesting person.
UsuńTen lokal Casablanca przypadł mi do gustu :) lubię styl retro. Fajnie piszesz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. Jestem wielką fanką retro i czarnej muzyki.
UsuńBardzo ciekawy i wciągający tekst.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Kochana Agnieszko. Masz jakieś ogólne wrażenia odnośnie bohaterów czy miejsca akcji?
UsuńZnów opowieść mnie wciągnęła, pisz dalej Kasiu, bo to jest intrygujące, pozdrawiam ! .
OdpowiedzUsuńBędę pisać. Pozdrawiam serdecznie. Cieszę się że wpadasz.
UsuńPs. Bardzo polubiłem Beth :-) .
OdpowiedzUsuńCieszę się. Też ją lubię. Mark ma z nią problem.
UsuńWspomnisz moje słowa - kiedyś będziesz sławna!!!
OdpowiedzUsuńA jak odczucia względem bohaterów? Jak Danzel Washington pasuje do Jamiego?
UsuńCzy ja wiem czy chce być sławna? Lubię pisać dla Was to pewne :) tyle wiem :) Dziękuję Ci za odwiedziny i pamięć
UsuńCzy ja wiem czy chce być sławna? Lubię pisać dla Was to pewne :) tyle wiem :) Dziękuję Ci za odwiedziny i pamięć
UsuńPs. Piszesz dobrze Kasiu i to widać. Polecam trylogię Lutany Lu Borówki - czyli Lucyny z bloga megaSenID - zaczynała jak Ty czy ja z opowiadaniami na blogu, i poskutkowało to wydaniem trzech tomów świetnych opowieści o "Nieumarłych". Mam je wykupione wszystkie trzy na swoim Kindle, i niebawem zamierzam sobie te opowieści odświeżyć. U mnie na Wielkim Oczekiwaniu jest internetowy tomik wierszy - "Księga Nocy" - 16 ich jest, ale Wydawnictwo Poesis - na razie nie wydaję - chciało 4500 PLN za ich właśnie wydanie. Na razie niech będą na blogu :-). Serdeczności na weekend. Miałem zalatany sobotni poranek, a w soboty się restartuję, jak to się mawia :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Jardianie cieszę się bardzo. A jak się podoba Casablanca. I Danzel Washington jako Jamie? Pasuje Ci?
UsuńBardzo kibicuje twoim wierszom. Książki Lutany zamierzam kupować po kolei i czytać. Tak jak Ty jestem fanką Lutany. Od dawna ja śledzę
UsuńWitaj końcówką maja Kasiu
OdpowiedzUsuńZajrzałam tutaj jak zawsze raz w tygodniu z nadzieją na nową opowieść. I nie zawiodłam się. Z przyjemnością przeczytałam
Pozdrawiam uciekająca chwilą
Bardzo dziękuję Ismenko. Cieszę się z twojego zadowolenia z rana. To miłe.
UsuńWspaniale się czyta, pisz dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Będę, będę :) a jak odczucia względem bohaterów czy miejsc. Dziękuję bardzo za wizytę. Miłego weekendu
UsuńWow, so great to see where this story is going and leaving us for wanting more. Such a great and interesting cast. Of course, you probably know who I love the most. Such strong characters and so many dynamics in your writing. I enjoyed the dialogue too. Wonderful imagery. Wishing you the best with your characters, plots and much much more! Thanks again, for reading my on going stories and even digging through a few from other blogs. I greatly appreciate your comments. Thanks for being here 🌸🌸❤️🌸🌸 Our Summer library program starts Monday! Along with the Salvation Army lunch program. We are at a new library building now, which is much brighter than the other we used to be in. However, it is much smaller and I dislike how the building was set up on the outside which is going to make it tricky for the lunch program for those in need. 🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸💛💛💛💛☀️☀️☀️☀️☀️Here's to a beautiful June and your wonderful creativity!
OdpowiedzUsuńDearest Ellie thank You so much for these comments. Im gad about your visits and warm words. I love your blogs and stories. I m glad You are here!
UsuńArigato gozaimashta 🙇♀️🙇♀️🙇♀️
O, soczyste dialogi dzisiaj i wplatasz swoich ulubieńców do tekstu:-)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, czy gotowy tekst masz w głowie czy robisz notatki, może przybliż kiedyś trochę ze swego warsztatu... to tez jest ciekawe:-)
Dzięki Joteczko, cieszę się, że nowy rozdział się podoba. Notatki robię oczywiście, bo muszę przemyślec każda scenę. I żeby nie zapomnieć co było poprzednio. Zdarza mi się. Czasem pisać z głowy pod wpływem spontanu. Pozwalam emocjom ze mnie swobodnie uchodzić. Najserdeczniej Cię pozdrawiam.
UsuńJak zawsze upewniasz mnie, że jesteś rewelacyjna.
OdpowiedzUsuńKochana dziękuję!!!!! :) ♥️♥️♥️
UsuńNo to chyba powoli krystalizuje się mocna ekipa do zadań specjalnych 😉 Denzel jako Jamie pasuje jak ulał 🙂
OdpowiedzUsuńLubię go jako aktora, w kilku już częściach „Bez litości” stworzył bardzo ciekawą postać, a „Człowiek w ogniu” to jeden z moich ulubionych filmów.
Ale wracając do Twojego cyklu - kradnij gdzie tylko możesz czas i pisz, bo czekam na kolejne części!
Dobrej niedzieli Kasiu 🙂
db
Też mam ulubione filmy z Danzelem. Dziękuję Ci za opinię i wizyty, które zawsze motywują do pracy. Poza pisaniem mam jeszcze japoński, który muszę ćwiczyć na bieżąco. Fajnie, że Danzel pasuje do Jamiego.
UsuńNa ocenie pisania sie nie znam, ale czyta się bardzo dobrze, a to znaczy, że masz talent i serce do pisania. Szczerze mówiąc, też bym tak chciał ;) Serdecznie Pozdarwiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Kris. Cieszę się że wpadasz żeby czytać moje teksty. Dzięki za twój czas. Dobre opinie motywują do pracy, napędzają. Oczywiście zdaję sobie sprawę że wiele jest do wyszlifowana w tym tekście. Na bieżąco poprawiam to co wyłapie, a pisze dla Was skoro czytanie tego sprawia Wam przyjemność. Ja muszę ciągle pisać żeby być coraz lepszą. Pozdrawiam serdecznie 😀
UsuńCoraz bardziej mnie wciąga Twoja opowieść Kasiu. Czyta się ją z prawdziwą przyjemnością, a jest co czytać i wyobraźnia pracuje...
OdpowiedzUsuńFajną postacią jest Beth, polubiłam też japońskich przystojniaków. Jednak każdy z bohaterów jest na swój sposób ciekawy i dużo wnosi do całości przez co historia robi się ona coraz bardziej interesująca. Tak trzymaj! 🙂😘
Wspaniale Lutanko cieszę się ogromnie. Miło jest dla Was pisać :) Mark nie jest Azjata akurat, jest biały... A pewnie chodziło Ci o Hiroshiego? Ściskam najmocniej ♥️♥️♥️ Dziękuję bardzo za wizytę.
UsuńCoraz bardziej rozkręca się i akcja i moja ciekawość;) dobrze że zrobiłam sobie kawę, bo super się czyta i tekst wciąga :) Masz w tekście trochę literówek (czytam bardzo uważnie ;) dwudziestodwuletni pisze się razem;) pozdrawiam serdeczbe
OdpowiedzUsuńCześć Renatko dziękuję bardzo. Zaraz znajdę i poprawię ten błąd. Czasem słownik w telefonie się buntuje i zamienia jak chce. Ostatnio komputer szwankuje i muszę pisać tak, a to też ciężko. Dziękuję za czujność również. Miło, że lektura wciąga. Sciskam mocno życzę miłego tygodnia.
UsuńJak tylko znajdę morze czasu ze spokojem i nicniedzianiem, zasiądę do czytania ;)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana ciepło. Dużo spokoju życzę Tobie i sobie. Dziękuję za odwiedziny 😀
UsuńNo zdecydowanie myślę, jak Beth, nie ubieram się wyzywająco i bez tego natrafiam na typowych zboczeńców...nie lubię tego. Lubię jej postać i Kazu, jak już wiesz. Wprowadzasz wiele bardzo interesujących postaci...a i Winnie, przypadł mi do gustu, Mark też ok i myślę, że jeszcze bardziej go polubię. :D Twoje postacie są interesujące, ale jest w nich też ogrom tajemniczości, co też bardzo mi się podoba. Opis lokalu jest świetny. Wszystko jakby w tej książce jest zamglone, owiane tajemnicą, która powoduje, że we wszystkich widzę...coś ukrytego...nie wiem, jak Ci to opisać. :D Nie można Ci odmówić budowania klimatu, bo robisz to świetnie. Jak Ty tak dalej będziesz pisać, to warto byłoby kiedyś spróbować wysłać Twój tekst do jakiegoś wydawcy...czemu nie, no czemu nie. Kochana Kasiu, Ty masz smykałkę do tego, a dumna jestem Z Ciebie pod niebiosa. Czytałam i byłam w tym świecie, świecie tak nieidealnym, pełnym tajemnic, niepokoju, ale i dobra. Nie wiem, co Ty tam jeszcze nawymyślasz, ale mam poczucie, że będzie to bomba. Wiesz, co jeszcze lubię, to, że za nic nie wiem, co tam dalej może być, no może poza romansem, ale tak to cała reszta jest fajnie owiana tajemnicą i to bardzo lubię w książkach!!!!! Dumna jestem z Ciebie Kasiu i naprawdę czytało mi się fajowo, nie było mnie przez chwilę, byłam tam w pubie razem z bohaterami. :))))
OdpowiedzUsuńNo zdecydowanie myślę, jak Beth, nie ubieram się wyzywająco i bez tego natrafiam na typowych zboczeńców...nie lubię tego. Lubię jej postać i Kazu, jak już wiesz. Wprowadzasz wiele bardzo interesujących postaci...a i Winnie, przypadł mi do gustu, Mark też ok i myślę, że jeszcze bardziej go polubię. :D Twoje postacie są interesujące, ale jest w nich też ogrom tajemniczości, co też bardzo mi się podoba. Opis lokalu jest świetny. Wszystko jakby w tej książce jest zamglone, owiane tajemnicą, która powoduje, że we wszystkich widzę...coś ukrytego...nie wiem, jak Ci to opisać. :D Nie można Ci odmówić budowania klimatu, bo robisz to świetnie. Jak Ty tak dalej będziesz pisać, to warto byłoby kiedyś spróbować wysłać Twój tekst do jakiegoś wydawcy...czemu nie, no czemu nie. Kochana Kasiu, Ty masz smykałkę do tego, a dumna jestem Z Ciebie pod niebiosa. Czytałam i byłam w tym świecie, świecie tak nieidealnym, pełnym tajemnic, niepokoju, ale i dobra. Nie wiem, co Ty tam jeszcze nawymyślasz, ale mam poczucie, że będzie to bomba. Wiesz, co jeszcze lubię, to, że za nic nie wiem, co tam dalej może być, no może poza romansem, ale tak to cała reszta jest fajnie owiana tajemnicą i to bardzo lubię w książkach!!!!! Dumna jestem z Ciebie Kasiu i naprawdę czytało mi się fajowo, nie było mnie przez chwilę, byłam tam w pubie razem z bohaterami. :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana... Aż nie wiem co powiedzieć. Piękny komentarz dodający skrzydeł oddający pełen wdzięczność. Takich sobie życzę jak najwięcej. Lubię zaskakiwać i wzruszać. Lubię żeby było tajemniczo, czasem wymownie. Super że się zanurzasz w tym dogłębnie. Ani Beth ani Marka nie ciągnie na razie do romansów, muszą najpierw się rozliczyć z przeszłością. Obaj jej się podobają ale udaje, że nic nie czuję. Dziękuję za dużo ciepła Aguś ♥️♥️♥️
UsuńA to tu się coś dzieje! A ja błądzę gdzieś po zakamarkach, w którch cisza. ;p Jak zwykle jestem nieogar. Dobrze, że wspomniałas o nowym wpisie. ;)
OdpowiedzUsuńHej Kochana, bardzo się cieszę się, że Jesteś. Przeczytaj jeszcze pierwszy i drugi rozdział w wolnej chwili, żeby się zorientować o co chodzi. Na tamten starszy blog szykuję wpis o kolejnym japońskim drzeworytniku, którego pracę poznałam ostatnio na wystawie. Nie mogę się oderwać od drzeworytów. Ściskam najmocniej ♥️♥️♥️
UsuńTeż lubię retro klimaty. :)
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny. Klimaty retro zawsze super.
UsuńO! Piszesz swoje opowieści...I masz ciekawe pomysły. Fajnie, że mogłam do Ciebie trafić, Kasiu. Musze poczytać cofając się wstecz...A póki co pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem!:-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Olgo za odwiedziny. Mam nadzieję, że historia Ci się spodoba. Życzę przyjemnej lektury i pozdrawiam najserdeczniej. Będę do Ciebie zaglądać.
UsuńNooo, Kasiu. Chyba już dziś powinnam poprosić Cię o autograf?
OdpowiedzUsuńWróżę wielką przyszłość tej Twojej twórczości, bo doskonale się czyta, a to jest dla mnie wyznacznik numer jeden. To znaczy, wciąga i ciekawi co dalej. Dobrze, że miałam kawę zrobioną, to nie musiałam się odrywać od lektury, mogłam się rozkoszować akcją, dialogami i rysunkiem postaci.
Masz dar, kobieto... nie przerywaj pisania :)
Iwonko, serce rośnie. Dziękuję Ci Kochana za piękny komentarz. Twoje słowa zawsze dodają otuchy w trudnych momentach. Dziękuję Ci Kochana. Cieszę się bardzo że Ci się spodobało. Sciskam
UsuńFajnie się czyta 😊 pozdrawiam 😊
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Martynko j i dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ściskam najmocniej. Przepraszam dopiero zauważyłam, że nie odpisałam na ten komentarz.
UsuńKolejny rozdział c-u-d-o-w-n-i-e! Wiesz, że jestem wielką fanką twojej twórczości. Cenię tę historię za realizm i kolorowych bohaterów z duszą. Bardzo polubiłam Beth, Kazemaru to jedna z moich ulubionych postaci... no po prostu każdy jest "jakiś". Nie lubię, gdy w historii przewijają się osoby ważne dla opowiadania a są takie szare, bez charakteru. Niestety, często się to zdarza. Dlatego muszę powiedzieć że bohaterowie to największy plus opowieści. Jest dobra pod wieloma względami ale tak jak mówię, zwracam uwagę na to czy dana postać jest zarysowana i w jaki sposób :) życzę Ci dużo weny moja droga i pisz pisz! Jesteś w tym fenomenalna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Skarbie Kochany! Bardzo Ci dziękuję za te słowa i doceniam. Zawsze się staram, żeby moi bohaterowie byli wyraziści.
UsuńWidzę, że zawitała na bloga kolejna część tej ciekawej historii. Poczytam z wielką przyjemnością. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. Dziękuję że wpadasz do mnie i za komentarze też. Doceniam ♥️♥️♥️♥️ Miłego wieczoru
UsuńKasiu. Wow jestem pod wrażeniem. Zobacz po komentarzach. Życzymy Ci wszyscy wspaniałości . Pisz i nie rezygnuj z pisania. Masz dar do tego. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAgatko bardzo się cieszę. Sama przyjemność pisać dla Was. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ja Tobie też życzę wszystkiego dobrego tak bez okazji na co dzień. Pozdrowionka ♥️♥️♥️
UsuńPrzeczytałam wszystkie trzy części i jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetne pisanie, klimatyczne i wciągające. Każda z występujących postaci jest inna i wnosi zupełnie inną atmosferę do opowiadania. Razem uzupełniają się, dodając tajemniczości a jednocześnie pozostawiają niedosyt w oczekiwaniu na kolejną odsłonę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Bogusiu, wzruszyłam się dosłownie. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz dalej. Cieszy mnie, że opowieść Wam się podoba. Sciskam najmocniej ♥️♥️♥️ Wszystkiego dobrego Kochana
UsuńDear Kasia, you have a wonderful talent for writing! And I love retro/vintage as well. Thank you so much for sharing, I wish you a wonderful evening and weekend. Warm hugs to you. :)
OdpowiedzUsuńHello Linda welcome on my blog. So nice to see You. Im so glad You liked my story. Thank You so much for nice words. Have a wonderful calm weekend.
UsuńHehe, doskonale rozumiem fascynację Beth w stosunku do Lucy Woo. Przypomniało mi się jak młoda ja, byłam zaintrygowana moją obecną najlepszą przyjaciółką :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się wewnętrzne monologi postaci!
Kochana pisz dalej bo niesamowicie wciąga ta historia.
Jeśli chodzi o oglądanie Dobrej Roboty, to jestem na 6 odcinku.
WYbacz, na razie wstrzymuję się z dalszym oglądaniem ponieważ zaczęła się Liga Narodów, a oglądam nie tylko mecze Polek :)
Pozdrawiam serdecznie Kasiu
Spokojnie doogladasz jak się siatkówka skończy 😄 Może mi też się uda oglądnąć mecze naszych. Dziękuję za odwiedziny i ciepłe słowa. Beth ma dylemat bo jej się obaj mężczyźni podobają 🙈🙈🙈 Pozdrawiam serdecznie
UsuńAleż wciąga :)
OdpowiedzUsuńPoproszę o kolejne rozdziały:)
Nie mam jeszcze ulubieńców:)
Pozdrawiam
Dziękuję że wpadłaś i za komentarz też. Pozdrawiam serdecznie ♥️
UsuńNo ciekawie się to wszystko rozwija. Jak ja bym chciała nauczyć się samoobrony... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa właśnie też bym chciała Karolciu. Świetna sprawa. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ściskam i życzę dużo zdrowia.
UsuńUwielbiam sposób, w jaki piszesz. Można się zaczytać...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Karo. To niesamowicie miłe i napędza do działania. Najserdeczniejsze pozdrowionka z Krakowa ♥️♥️♥️
UsuńWitaj! Jak wiesz (lub nie) u nas są już wakacje. Wbrew pozorom dla mnie wiąże się to z dodatkowymi zajęciami i brakiem czasu. Jednak w końcu do Ciebie dotarłam. 😉
OdpowiedzUsuńOpowiadanie (a może coś grubszego?) pięknie się rozwija.
Odnośnie tematów poruszanych w tej części, to uważam, że praca barmanki/barmana nie jest łatwa. Trzeba być uprzejmym i ogarniać swoje obowiązki, a niektórzy ludzie i alkohol to niestety tylko kłopoty.
Życzę wielu pomysłów i pogodnych dni.😘
Witaj MaB :) tak wiem że macie już wakacje. Mamy rodzinę w Nowym Jorku :) my jeszcze trochę i też będziemy wakacjowac. To raczej taka powieść blogowa :) Urodziła się z potrzeby pisania. Masz rację, alkohol nie jest dla wszystkich. Ja bym nie chciała być barmanką ani kelnerką. Sciskam mocno
UsuńWidzę, że wena dopisuje. Tak trzymać! A Denzel i Will zawsze mili dla oka. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Julitko. Pozdrowionka z Krakowa
UsuńKasiu Kochana!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za odwiedziny i wszystkie miłe i ciepłe komentarze😘
Zaglądam do Ciebie systematycznie, czytam i podziwiam, bo piszesz z taką lekkością, że czytanie sprawia przyjemność. Super!
Pozdrawiam cieplutko i serdeczności przesyłam 🧡🧡🧡
Kochany Maminku bardzo się cieszę. Dziękuję z całego serca. Miło mi że tylu osobom się podoba moje pisanie. Ściskam najmocniej ♥️♥️♥️
UsuńKasiu!
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje posty jednym tchem, zaraz po opublikowaniu. Historia naprawdę jest wciągająca. Pomyśl o wydaniu książki. Jestem pewna, że będzie bestsellerem bo piszesz fantastycznie.
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Lusiu jesteś Kochana. Kocham Ciebie i twój niesamowity blog. Właściwie to wszystkie trzy. Kiedyś pomyślę o wydaniu na papierze w Ridero jak będę miała odpowiednie środki finansowe. Do wydawnictw mam coraz mniej zaufania i sympatii. Poza tym opowiadaniem pisze jeszcze coś innego podobnego do poprzedniej opowieści. Może kiedyś się uda tylko muszę skończyć. Ściskam najmocniej ♥️♥️♥️
UsuńCoraz bardziej lubię Twoich nowych bohaterów, ale chcę ich lepiej poznać, nim wytypuję swojego ulubieńca. Pisz, pisz dalej, czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Cie jeszcze zaskoczą te postaci. Dziękuję bardzo za obecność Kochana ♥️♥️♥️ Trzymam kciuki za sprzedaż Szpetymy. Ogromnie mi się podoba ten fragment, który czytałaś. Jestem dumna z takiej koleżanki pisarki.
UsuńWitam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNa początek chciałem podziękować Tobie za bardzo wartościowe i merytoryczne komentarze pod postami na moim blogu, jak i za odwiedziny, a także za bardzo miłe słowa zawarte w komentarzach. Jestem wdzięczny Ci za to :)
Bardzo cenię sobie ludzi, którzy potrafią pisać takie opowiadania, historie. Bardzo ciekawie to pisałaś i widać, że dużo energii i siły oraz trudu włożyłaś w to. aby stworzyć takie opowiadanie, historię bohaterów.
"Beth nie znosiła podpitych typków z wybujałym ego, którzy zaczynali znajomość od klepania jej po tyłku lub macania innych części jej ciała" - Ten tekst przykuł moją uwagę, gdyż zwraca uwagę na powszechny problem, z jakimi najczęściej spotykają się kobiety, choć i mężczyźni również, czyli powszechne zjawiska przekraczania granic sfery cielesnej. Nieodpowiednie żarty seksistowskie i dotykania kogoś bez wyraźnej zgody to przejaw nieetycznych zachowań - sam się z tym spotkałem i sam doświadczyłem tego zjawiska.
Tutaj także porusza się właśnie ważne motto. Jak ważne jest stawianie zdrowych granic i bycie asertywnym. Koniecznie stawiać granice, wyrażając asertywne komunikaty, nie akceptując zachowań, które nie aprobujemy. W tym zdaniu też należy dostrzec, że takie zachowania zazwyczaj pojawiają się u osób będących pod wpływem alkoholu, co nie tylko kontrolują swoich zachowań, ale sam nadmiar spożytego alkoholu sprawia osłabienie kontroli zachowań, także i zachowań impulsywnych, agresywnych, które doprowadzają do naruszania norm społecznych. I z takich tekstów, jak Twój, można coś wynieść do naszego życia, dostrzegając problemy różnych zjawisk :)
Pozdrawiam Cię cieplutko i ściskam Cię mocno :-* <3
Witaj Patryku, bardzo bardzo dziękuję Ci za odwiedziny i mądry komentarz do tekstu. Przykro mi przykro, że doświadczyłeś toksycznego zachowania, ze strony innych osób. Stawianie granic ludziom jest okropnie trudne, ale konieczne. Ludzie na tyle nas wykorzystują na ile sami im pozwalamy. Nie ma ku temu wątpliwości. Jeśli inni widzą że się nie szanujemy sami to i oni nas nie będą szanować. Bardzo się cieszę że tu jesteś i że podoba ci się moja opowieść. Wysoce cenię sobie twą opinie na każdy temat. Pozdrawiam serdecznie 😀
UsuńCasablanca! Czuję dymek z papierosa, którego rozgniata w zębach Humphrey Bogart. Zza jego pleców wyłania się twarz Ingrid Bergman... Mam nadzieję, że ich zdjęcia w bw gdzieś nad barem wiszą...:))
OdpowiedzUsuńBardzo lubię film Casablanca. Rewelacyjny. Ja po prostu kocham takie stare filmy. Akcja w pubie jeszcze będzie. Czytałas już pierwsza i drugą część, bo one są powiązane? Pozdrawiam serdecznie. Dzięki że wpadłaś.
UsuńHaha, no kurde, jaki klimat! 👏 Czuję się jakbym sama była w Casablance, między tymi wszystkimi postaciami i akcją. Winnie to prawdziwy twardziel – zero ściemy, a Beth ma jaja jak stal, nie ma co! Jamie z tą swoją historią i klimatami retro – mega! I ta Lucy Woo, no czuć, że zaraz coś się tu zacznie ciekawszego dziać. Super opis, aż chce się wrócić do tego pubu i zobaczyć, co dalej! Masz talent do tworzenia takiego świata, serio.
OdpowiedzUsuńBardzo Aniu dziękuję za taki wspaniały komentarz. Odczucia czytelnika są dla bardzo ważne. Miło że tak to odbierasz. Muszę się zabrać za pisanie, bo ostatnio strasznie mnie plecy bolały i nie mogłam wysiedzieć przy komputerze. Ściskam najmocniej Aniu. Spieszę zajrzeć do Ciebie co tam wyczarowalas. Uściski ♥️♥️♥️ Jak dobrze że Jesteś.
UsuńInteresante historia sobre esos bajos fondos que en ocasiones se encuentran en lugares de éxito.
OdpowiedzUsuńTambién agradezco tus palabras en mi blog.
Saludos.
Witaj Tomas dziękuję że do mnie zajrzałes. Cieszę się z nowych czytelników, bardzo się cieszę. Baw się dobrze, pozdrawiam serdecznie 😀.
UsuńOlá Kasia!
OdpowiedzUsuńNão conheço a série. Calculo que seja fascinante. Gosto particularmente do ator Denzel. É fascinante.
Grato, pela visita e gentil comentário no meu cantinho.
Beijinhos e bom fim de semana!
Mário Margaride
http://poesiaaquiesta.blogspot.com
https://soltaastuaspalavras.blogspot.com
Dziękuję za odwiedziny Mario. Bardzo mi miło, że tu Jesteś. To nie jest serial, to moja opowieść, którą piszę od niedawna :) Po prostu moi bohaterzy są trochę podobni do aktorów ze zdjęć. Pozdrawiam serdecznie 😀
UsuńTeraz już będzie tylko lepiej
OdpowiedzUsuńBędzie pisanie i spokój w środku
Więc może łatwiej będzie przejść przez zmiany
Pozdrawiam serdecznie
Tego Ci życzę Kochana. Tylko dobrze. Dziękuję za wizytę. Pozdrawiam serdecznie
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńMuszę nadrobić koniecznie Twoje wpisy🤔
Serdeczności moc przesyłam💖🤗🌼🍀🌞☕
Powolutku Kochana bez pośpiechu, ważne by zdrowie dopisywało. Dziękuję za odwiedziny. Do zobaczenia u Ciebie. Ściskam najmocniej. Daj znać jak Ci się spodobało.
UsuńHere I am getting to know your blog and joining your friends.
OdpowiedzUsuńGreetings straight from Rio de Janeiro, Brazil!!!
Hello Dear Friend welcome to my blog. Nice to see You. Have a great time. Regards from Poland to Brazil :) Thank You so much for visit and interesting.
Usuń😍😘 Kasiuuuuu super
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i mocno sciskam 😃❤️❤️❤️
UsuńVocê construiu muito bem essa narrativa. 😺
OdpowiedzUsuńNova tirinha publicada.
Abraços 🐾 Garfield Tirinhas.
Muchas gracias Garfield!
Usuń