Z cyklu : Nie zapomnisz mnie nawet po śmierci - część 5

 Część 5 

Sekret Kazemaru Kurosawy 


Kazemaru budził się w nocy kilkakrotnie, po pierwszej, około trzeciej  i o czwartej. Za każdym razem śnił mu się Hiro. To były straszne, niezwykle realistyczne sny. Było w nich mnóstwo krwi i jęków wyzierajacych z poderżniętego gardła... Do tego świst ostrza katany gwałtownie przecinającej powietrze, raz za razem. Odgłos ten był tak przenikliwy, że po przebudzeniu czuł pulsujący ból w skroni przy uchu. Przez kilka minut po wyrwaniu się ze snu nie mógł dojść do siebie, a potem dotarło do niego, że nawet nie pamięta czy to on sam stoczył te walkę ze starszym bratem... Już dawno nie śnił o Hiro. Od ostatniego razu minęło trzy lata i nie były to takie koszmarne sny jak te, które miał tej nocy. Jeszcze nigdy nie śniła mu się taka otwarta walka zakończona rozlewem krwi. W realnym życiu też nigdy nie walczyli na poważnie. Do ćwiczeń, które nadzorował zawsze dziadek Asano używali zwykle bokkenow z drewna bukowego do trenowania kenjutsu, aikido czy kendo. Bokken był wierną repliką tradycyjnej katany używanej niegdyś przez samurajów. Ich dziadek oczywiście posiadał taki prawdziwy miecz, odziedziczył go po swoim  pra pra pradziadku skórze, ale trzymał go w ukryciu ze względu na bezpieczeństwo swojego prawnuka Atsu. Nie chciał, żeby chłopiec miał dostęp do tak niebezpiecznej broni. Shizuka nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby chłopiec zrobił sobie krzywdę przez nieuwagę i brak nadzoru. 



Fotka z Pinteresta 


Po trzecim przebudzeniu Kazemaru usiadł na łóżku i wziął kilka głębokich oddechów żeby uspokoić serce, które dosłownie wyrywało mu się z klatki piersiowej. W głowie miał wojnę myśli. Kompletny konflikt. Wciąż tkwił pomiędzy snem, a jawa. Co było prawdziwe, a co nie? Nadal dochodziły do niego dziwne dźwięki i krzyki, nieznane głosy. Ujął głowę w obie dłonie i zaczął nią potrząsać, a potem kręcić w obie strony, żeby przepedzic siedzące wewnątrz demony niepokojące jego umysł. Czemu Hiro znów go nawiedza, czemu nie da mu spokoju? Czego może od niego chcieć tym razem? Kazemaru wierzył w znaczenie snów, ponieważ często się sprawdzały. Aż nazbyt często. Co mogły zwiastować te cholerne sny? Czy powinien się spodziewać pojawienia się starszego brata w najbliższym czasie? Jeśli się zjawi w Vancouver i znów namiesza w jego... w ich nowym poukładanym życiu. Oby się nie pojawił. Ostatnią rzeczą, której teraz chciał to żeby Hiro znów je spieprzył na swój niezwykle cudowny sposób. - Już wystarczy Hiroshi, wystarczy tego - powtarzał szeptem Kazemaru gapiąc się tępo w przeciwległą ścianę. - Znikaj z mojego umysłu braciszku... Znikaj i to już.  





Kazemaru Kurosawa był wyznawcą shinto, podobnie jak reszta jego rodziny z tym że oni wyznawali również buddyzm. Większość Japończykow wyznawała jednocześnie shinto i buddyzm, ponieważ obie te religie właściwie się uzupełniały. Shinto była tradycyjną religią politeistyczna opartą na mitologii. Znał też kilku chrześcijan, kilku starych ziomali z Kioto. Byli całkiem w porządku, nigdy nie kwestionowali tego czy ja wiara jest lepsza, nie mieli takiego zwyczaju. Każdy ma prawo wierzyć w to co chce, a nawet nie wierzyć w nic - jak jego przyjaciel Mark - jeśli tak mu jest wygodnie. Kazemaru zawsze twierdził, że w tej kwestii każdy musi mieć wybór i tyle. Zmuszanie kogoś do czegokolwiek, zwłaszcza w tych czasach, jest całkowicie pozbawione sensu. 

Nie chciał obudzić śpiącej rodziny, więc poruszał się po domu zupełnie bezszelestnie niczym ninja. Dobrze sobie radził również w terenie, był zwinny i cichy jak kot, skakał z dachu na dach bez najmniejszego problemu, a większość sztuk walki miał w małym paluszku. Doskonale je opanował dzięki dziadkowi, który był świetnym nauczycielem. Teraz Kaze potrzebował prędko zwilżyć wysuszone gardło, które było jak pustynia spalona słońcem, a następnie zmoczył całą głowę lodowatą wodą... To pomoże orzeźwić ciało, a także zatruty złymi myślami umysł. Nagle zaczął dygotać, po całym ciele przeszedł mu nieprzyjemny zimny dreszcz. Ostatnio rzadko czegoś takiego doświadczał. Znów wyczuł czyjąś obecność. Ktoś był w pobliżu tego domu, ktoś obcy i zarazem bardzo zły, czyhający na niego i jego bliskich. Miał to od dziecka, zawsze wyczuwał czające się zło, co oczywiście pomagało zapobiec wielu nieszczęściom. Z jednej strony dobrze, że posiadał taką umiejętność, a z drugiej nie, bo czuł się przez to obciążony psychicznie. Wolałby być zwyczajnym facetem pozbawionym jakichkolwiek niesamowitych mocy. Kiedyś ciotka Haruki, najstarsza córka jego pradziadka zabrała go do pewnej sędziwej szamanki, gdyż podejrzewała, że jest opętany. Miał wtedy sześć lat i niewiele rozumiał z tego, co mówili dorośli. Wtedy dowiedzieli się, że Kazemaru nie jest zwykłym chłopcem, ponieważ bogowie obdarowali go pewną umiejętnością wyczuwania obecności złych ludzi i duchów. I rzeczywiście, kilka razy udało mu się ocalić kogoś przed nieszczęściem, nie tylko członków rodziny. Nie powiedział o tym Markowi, bo nie wiedział jak. Jakby coś takiego przyjął facet jego pokroju? Taki racjonalnie myślący ateista pomyślałby zapewne, że mu się pomieszało we łbie. Kto to wie? Poza tym nie chciał już nikogo straszyć. Jego sąsiadka w Kioto, a właściwie to bliska przyjaciółka Midori Kudo bardzo bała się takich rzeczy, wręcz dostawała histerii na tym punkcie. Pewnego razu, gdy zostali i niej sami późnym wieczorem Kazemaru jej się zwierzył, że umie wyczuwać obecność złych ludzi i duchów, a ona uciekła i przez tydzień się do niego nie zbliżała. Mieli wtedy po osiem lub dziewięć lat. Niektóre dzieci z dzielnicy, w której mieszkał bały się go jak diabła, a inne wytykały palcami i krzyczały, że jest nawiedzony. Te okropne złośliwe dzieciaki rozniosły tę wieść po podwórku i w szkole przez co nie miał za wielu kumpli. Jakiś czas trzymał się z Kento Tagahira z 5 klasy - on sam chodził wtedy do czwartej klasy - któremu to nie przeszkadzało, a wręcz imponowało. Czasem wykorzystywał niezwykłe zdolności Kaze do swoich celów. Mieli całkiem niezłe relacje, ale gdy już się na dobre zakumplowali, Kento wyprowadził się z matką do Tokio, gdzie mieszkał jego ojciec. Od tamtej pory się nie widzieli i nie słyszeli, choć Kazemaru był w Tokio przynajmniej dwa razy z dziadkiem Asano, który załatwiał w stolicy jakieś sprawy. Sto razy bardziej wolał Kioto od zatłoczonego, głośnego Tokio. W dawnej stolicy Japonii też tętniło życie - nie brakowało turystów z całego świata i dochodzącego zewsząd gwaru - ale tak czy siak było to całkiem inne życie, tu naprawdę czuło się ducha tej dawnej Japonii, o której opowiadała mu prababcia Shizuka. Kioto to był po prostu inny świat, serce kraju Kwitnącej Wiśni i zarazem punkt, gdzie spotykały się historia, mistycyzm i świat rzeczywisty. Jego ulubionym miejscem w Kioto była świątynia Fumishi Inari Taisha, do której wiodła droga wiodąca przez tysiące bram Tori - te bramy to główny element chramow shintoistycznych. Z miejsca, w którym mieszkał miał do tej świątyni spory kawałek drogi, ale że lubił długie wędrówki to też niespecjalnie go to męczyło. Z dziadkiem Asano mógł pójść nawet na koniec świata. Przy nim każda wyprawa była wspaniała przygodą odkąd pamiętał. Gdy był dzieckiem ten staruszek wydawał mu się bardzo surowy, ale teraz Kaze tak wiele zawdzięczał dziadkowi Asano - dzięki niemu nauczył się samodyscypliny, cierpliwości i wytrwałości, które przydawały się także w doskonaleniu sztuk walki. Pan Asano był świetnym nauczycielem o czym przekonał się także jego przyjaciel Mark, chociaż temu nadal brakowało cierpliwości, którą miał Kazemaru. 






Hiroshi Kurosawa 

Znaleziono na Pinterest 

Ten malec Atsu też się uczył kenjutsu u boku pradziadka - codziennie po godzinie - i całkiem nieźle mu to wychodziło. - Pamiętaj synu, najważniejsze na tej drodze są cierpliwość i pokora, bez tego ani rusz - powtarzał chłopcu pan Asano, na co Atsu zwykle odpowiadał "tak jest dziadku" i kłaniał mu się w pas. Mark, Kazemaru i Shizuka z zachwytem przyglądali się ćwiczeniom uroczego czterolatka wymachującego na wszystkie strony mini bokkenem i pokrzykującego jak doświadczony wojownik. Atsu szybko się wprawiał. Mark był pewien, że młody opanuje kenjutsu znacznie szybciej niż on. - Szkoda, że nie trenowałem tego od dzieciaka jak wy - wyznał Walker wpatrzony w synka Shizuki.  Siedział tuż obok Kazemaru na werandzie. Gdyby miał takiego dziadka jak pan Asano, wszystko byłoby łatwiejsze. Kaze nie powiedział nic tylko poklepał kumpla po plecach i mrugnął okiem, co chyba miało znaczyć, że będzie dobrze. - Jak dobrze to dobrze - pomyślał Walker i napił się sake. 



Kazemaru wyjrzał na zewnątrz, żeby się przekonać, że żaden niepożądany gość nie wystaje przed jego domem. Nie było nikogo, ale poczucie, że jest obserwowany nadal go nie opuszczało. Było jeszcze bardziej przytłaczające niż chwilę temu. Wyszedł na podwórko po czym zasunął drewniane shoji, pełniące funkcję drzwi i okien w tradycyjnych japońskich domostwach. Ta noc była taka cicha, ciemna, piękna i jednocześnie tak niespokojna. Widok rozgwieżdżonego nieba zapierało dech w piersiach. Kiedy ostatnio widział takie niebo? Szkoda, że nie mógł teraz beztrosko na nie spoglądać tylko wypatrywać intruza. Może to ten cholerny Cho kogoś na niego nasłał, to wcale nie musiał być Hiroshi - bo i po co miałby nasyłać kogoś na swoją rodzinę. Nie miał ku temu żadnych powodów.  Za to Cho był zawziętym sukinsynen, który chciał się na nim odegrać za ten ostatni wygrany wyścig. Drań nie potrafił przegrywać i mścił się na wszystkich kierowcach, którzy stawali mu na drodze do zwycięstwa i wielkiej kasy. Kaze nie pierwszy już raz się ściągał z tym butnym Chińczykiem i wygrał, bo tamten osioł rozkraczyl się dwadzieścia metrów przed samą metą. Czyja to wina, że Cho nie umiał zapanować nad samochodem? Bez jaj. 

Kazemaru sięgnął po dziadkowy bokken, żeby w razie czego mieć się czym obronić i ruszył na obchód domu. Zrobił dwa kółka i o dziwo nic go nie zaskoczyło, nikt się nie czaił z mieczem w krzakach  i go nie zaatakował. Skąd zatem ten niepokój wypełniający jego wnętrze? Czyżby przeczucia go zawodziły? - Co jest ze mną do cholery nie tak? - spytał zirytowany Japończyk i opuścił dłoń, w której dzierżył drewnianą broń do trenowania kenjutsu. Kiedy już miał wrócić do środka usłyszał dziwne chrobotanie dochodzące z góry. Ktoś chyba był na dachu ich dojo, które znajdowało się w pobliżu domu, ale Japończyk nie zorientował się od razu. Zanim wypatrzył intruza przyklejonego do dachu minęły jakies trzy minuty. Podniósł bokken do  góry i znów był w pełnej gotowości do samoobrony. Bacznie obserwował typa czającego się w ciemności, który zapewne też był uzbrojony po zęby. Ciekawe kto tu przysłał tego gnojka i po co. - O kurwa, na wojownika ninja to ty mi koleś nie wyglądasz - mruczał Kazemaru, gdy tamten typ nagle przed nim stanął. Dosłownie sfrunął z tego dachu niczym ptak, co było dosc spektakularne, musiał to przyznać. Gość nie wyglądał na Chińczyka, bardziej na Koreańczyka, w dodatku był dużo wyższy od niego. Mógł mieć przynajmniej metr osiemdziesiąt albo ciut więcej. Odziany był w czarną bluzę z kapturem, który zakrywał włosy i lekko zachodził na czoło, czarną skórzaną kurtkę ze skóry oraz ciemne dżinsy, a obuwie stanowiły typowe granatowe wysokie glany. Nieznajomy stał w rozkroku z ramionami splecionymi na piersi i mierzył Kazemaru lodowatym spojrzeniem. Najwyraźniej chciał sprawiać wrażenie groźnego. Cholera wie. 






Nowa postać Han Jae won 

Lee Jae Wook z dramy Alchemia dusz 

Fotka z Pinteresta


- Czego tu chcesz gościu, gadaj? - rzucił do intruza Japończyk. Mówił po koreańsku, żeby się przekonać czy tamten zareaguje. Nie znał tego języka za dobrze, ale jakoś sobie radził, gdy musiał. Możliwe, że intruz znał też angielski. - Po co się czaiłeś na tym dachu? Szukasz mocnych wrażeń czy jak ?  Kim jesteś i co tu robisz?

- Zamierzałes mnie tym zatłuc? - odezwał się po japońsku nieznajomy w kapturze wskazując na drewniany bokken w dłoni Kazemaru. Zmrużył ciemne oczy, w których czaił się tajemniczy błysk. - Całkiem solidna broń, nie powiem.

- Mówisz po japońsku? A to dopiero niespodzianka. - Kazemaru uraczył tamtego zimnym uśmiechem, a potem spojrzał na swoją broń i znów na nieznajomego. - Całkiem nieźle się tym posługuje, więc lepiej uważaj, bo jak się wkurzę to cię pocwiartuje. 

- Dobra, dobra koleś, nie nakręcaj się tak. - Koreańczyk mówił teraz po koreańsku i jednocześnie się śmiał. - Nie jestem tu po to żeby cię zabić. - Mężczyzna zsunął wreszcie z głowy kaptur, pod którym kryły się lśniące i czarne jak heban włosy. Były delikatnie zmierzwione. Przez środek głowy przebiegał idealnie zrobiony przedziałek. Młodzik wyglądał na dość urodziwego i zarazem bardzo pewnego siebie. 

- Mam rozumieć, że nie przysłał cię tu ten Chińczyk Cho? - dopytywał wciąż nieufny Kazemaru. Bacznie obserwował każdy ruch tamtego. - Jeśli nie on to kto? 

- Jaki znów Cho?  Zwariowałes Kurosawa? - Nieznajomy patrzył na Kazemaru jak na skończonego wariata. Wrócił do japońskiego. - Nie znam żadnego Cho. W ogóle nie znam tu żadnych Chińczyków. Daruj sobie to przesłuchanie.  

- Kim jesteś i dlaczego tu jesteś? Skąd znasz moje nazwisko? - Kazemaru zbliżył się do nieznajomego i przyłożył mu bokken do ramienia. - Odpowiadaj. - Lekko przesunął broń w kierunku ucha Koreańczyka, którego oczy nagle zrobiły się wielkie jak orbity. 

- Weź ode mnie tą broń! - krzyknął Koreańczyk i gwałtownie odsunął się od Kazemaru. Mało nie wpadł na stojącą w pobliżu drewnianą beczkę.- Do każdego przybysza wyskakujesz z tym drewnianym mieczem? 

- Ty bezczelny gnojku! - wrzasnął rozgniewany Kazemaru. - Wlamales się tutaj, wlazles na dach naszego dojo i czyhales na odpowiedni moment żeby mnie zaatakować, a ja chcę wiedzieć czemu.  Nie zaufam komuś kto się zakrada do kogoś po nocy i odstawia takie cyrki. - Miał nadzieję, że jego groźna mina odstraszy intruza. 

- Dobra już, uspokoj się to ci wszystko wyjaśnię... Jestem krewnym pana Lee Nam - nika,  a to podobno dobry  znajomy pana Asano. - Koleś trzymał obie ręce w górze na znak, że się poddaje i nie zamierza nikogo atakować. Naprawdę nie chciał zadzierać z młodym Kurosawa, ponieważ dobrze wiedział, że dobrze się bije. Wolał mieć w nim sprzymierzeńca niż wroga. - Przysłał mnie tu żebym doszlifowal to... kenjutsu u twojego dziadka. Uwierz, że nie mam złych zamiarów. Nazywam się Han Jae - won.  

- Ciekawa historyjka, naprawdę. - Kazemaru patrzył tamtemu głęboko w oczy. Zaczął wymachiwać bokkenem, ale tak żeby nie uderzyć Koreańczyka. Bóg wie do czego ten koleś jest zdolny. - Ale chyba tego nie kupuję. Wymyśl coś innego. 

- No nie do wiary - jęknął zrezygnowany Han. Wąskie skośne i czarne jak noc oczy Koreańczyka zwęziły się. 

- Mieszkasz w Vancouver i nie znasz Cho. Wszyscy tu znają tego gnoja Cho. 

- A kto ci powiedział, że tu mieszkam? - Zmierzył Japończyka zimnym spojrzeniem. - Dopiero co przyleciałem z Hong Kongu... Byłem w Chinach dobre dwa miesiące. 

- Mówisz, że chcesz u mojego dziadka szlifować kenjutsu?  - Kazemaru przyglądał się gościowi z zaciekawieniem. - A powiedz mi... znasz jakiekolwiek inne sztuki walki bez użycia broni? W sensie czy trenujesz?

- Karate i teakwondo... Trenuje odkąd skończyłem sześć lat - odparł Han z dumnie uniesioną głową. - Mam czarny pas. 

- Kaze, co się dzieje? Kto tam z tobą jest? - doszedł ich głos wystraszonej Shizuki. Wyglądała na zewnątrz. Brat odwrócił się do niej twarzą. 

- Mamy gościa siostro - odparł Kazemaru i znów spojrzał na Hana. - Wybacz, że cię obudziliśmy. 

- Gościa... O tej porze, braciszku? - Shizuka powoli ruszyła w ich stronę. - Kto składa wizyty o takiej dzikiej porze? 

- Wybaczcie, ale z pewnych powodów nie mogłem tu przyjść o normalnej porze - wyjaśnił po japońsku Han. Wbił wzrok w zbliżającą się do nich siostrę Kazemaru. Od razu mu się spodobała ta kobieta. Przepiękna istota. Zauroczyła go w mgnieniu oka.  

- Ciekawe jakie to powody. Dosłownie zżera mnie ciekawość. Może jednak nam to wyjaśnisz. - Kazemaru strzelił uśmiech karpia.

- To ci już nie będzie potrzebne Kaze. - Shizuka zabrała bratu dziadkowego bokkena i wbiła spojrzenie w Hana. - Jesteś Koreańczykiem, prawda? 

- Owszem. - Han pokiwał głową, a potem ukłonił się pięknej Japonce. Jej regularne rysy i kształt oczu oraz ust były cudowne. Z twarzy przypominała tego Kazemaru.  Długie czarne włosy spływające na ramiona i plecy czyniły ją niezwykle zjawiskową kobietą. Jej uroda wręcz przyprawiała o zawrót głowy. - Han Jae - won do usług. 

- Dobrze mówisz po japońsku - pochwaliła Hana. Rzecz jasna nie uszło jej uwagi, że Koreańczyk pilnie się jej przygląda. Mało się nie zarumieniła w obecności młodszego brata. Szczyt wszystkiego. Co tak przykuwało jego uwagę? Czyżby jej uroda? 

- To dzięki mojemu nauczycielowi karate, który mieszkał w Seulu trzy lata. Gość nie mówił po koreańsku, a ja znów nie łapałem angielskiego, łatwiej było mi przyswoić japoński. 

- Jak dla mnie wciąż jesteś za bardzo zagadkowy - oświadczył Kazemaru. Założył ręce na piersi i wpatrywał się w Hana zmrużonymi oczami. - A ja nie lubię mieć do czynienia z ludźmi po których nie wiem czego się spodziewać. 

- Odezwał się nieskalany rycerz - zadrwiła z brata Shizuka. 

- Dobra koleś, prześpisz się trochę w naszym dojo, a potem pogadamy z dziadkiem i skonfrontujemy czy to co powiedziałes jest prawdą. 

- Jesteś niesamowity Kurosawa. - Han roześmiał się w głos. - Najpierw mówisz, że mi nie ufasz, a chwilę potem proponujesz nocleg w waszym dojo... O co tu chodzi? 

- Będę miał na ciebie oko, więc lepiej nie próbuj żadnych sztuczek - ostrzegł Kima Kazemaru. - Ze mna nie ma żartów. Na razie Han Jae - won. - Odwrócił się plecami do nich i ruszył w kierunku domu żwawym krokiem. Zanim rozsunął shoji odłożył bokken dziadka na swoje miejsce. 

- Nie przejmuj się moim braciszkiem. Zwykle jest okropnie nieufny wobec nieznajomych, ale szybko się otwiera. - Shizuka mówiła cicho i chwilę patrzyła na za bratem, który szybko zniknął w środku. - Chodź pokażę ci gdzie możesz się przespać. 

- Może ma rację, że mi nie ufa. Ty też nie powinnaś, w końcu jestem obcy i nie wiesz czego możesz się po mnie spodziewać.  Jestem pełen tajemnic. 

- Chyba nie myślisz, że jestem całkiem bezbronna wobec nieznajomych. - Rozsunęła shoji od dojo i zaprosiła gościa do środka. Ten Han Jae won był niesamowicie przystojny, a to dzięki tym swoim rysom twarzy, imponującemu wzrostowi i budowie ciała. - Gdy ktoś mi zajdzie za skórę też potrafię być niebezpieczna. - Zapaliła światło, które od razu rozproszyło mrok panujący w dojo. 

- Nawet mi to nie przeszło przez myśl proszę pani - zapewnił ją śmiertelnie poważny Han, a następnie przekroczył próg przestronnej sali treningowej. Rozglądnął się. Idealne miejsce do spania. - Mając takiego dziadka musisz mieć wszystkie tajniki walk w jednym paluszku. 

- Mów mi Shizuka - nakazała siostra Kazemaru. Wyjęła materac, na którym czasem drzemał dziadek Asano po zakończonym treningu i rozłożyła go na środku. - Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie. 

- Dziękuję Shizuka san - powiedział Han i głęboko się ukłonił. - Postaram się nie sprawiać kłopotów. 

- Śpij dobrze Han Jae won - pożegnała się i zostawiła go samego w dojo. Nie chciała się przyznać przed sobą, że ten koreański przystojniak namieszał jej w głowie. Lubiła tajemniczych facetów, a ten był właśnie kimś takim. Ta smukła twarz i te ciemne oczy o elektryzującym spojrzeniu wrzynały się w pamięć. Doprawdy, jeszcze nie widziała tak urodziwego Koreańczyka. Od rozstania z ojcem Atsu nie zwróciła uwagi na żadnego faceta. Nie śmiała się do tego przyznać bratu, który był bardzo sceptycznie nastawiony do nowego przybysza. 




Kazemaru Kurosawa 


Kazemaru już nie zasnął. Przesiedział w jadalni do tej siódmej i co najdziwniejsze nie brało go spanie - to chyba dzięki tej yerba mate, do której niedawno się przekonał. Ten genialny napój pochodził z Ameryki Południowej i naprawdę super działał na osoby, którym ciężko przychodziło wczesne wstawanie. Kiedy dziadek wszedł zastał wnuka pochylonego kultową powieść Kena Foletta Filary ziemi po angielsku, którą Kaze pożyczył ostatnio od Marka. Uwielbiał tego typu powieści i już był w połowie tej cegły, połykał ją z prędkością światła. Pan Asano rozsunął shoji na oścież i do środka wpadł przyjemny chłód. Chwilę potem zjawił się ten Koreańczyk i złożył ukłon staremu mistrzowi, a potem Kazemaru, który odpowiedział mu delikatnym skinieniem głowy. Ciężko mu było się oderwać od arcyciekawej książki. 

- Widzę, że wreszcie przybyłeś Han Jae won, witaj. - Pan Asano przywitał swojego nowego ucznia szerokim uśmiechem. Mówił po japońsku. Był drobnej postury człowiekiem o mądrej twarzy ozdobionej siwą, długą brodą.  Jak na takiego drobnego człowieka drzemała w nim ogromna siła. Miał osiemdziesiat trzy lata, ale wygladal na młodszego i wysportowanego dzięki werwie i mocnemu duchowi. - Lee Nam nik wspominał, że się pojawisz. 

- Wiedziałeś dziadku? - spytał obruszony Kazemaru. Dosłownie wybałuszyl na staruszka swoje duże oczy. Dziadek tylko się uśmiechnął. - No nie, naprawdę miło, że dowiaduje się o tym jako ostatni. - Podrapał się po głowie, a potem przewrócił kartkę i znów zanurzył się w lekturze.  

- Napijesz się z nami oolonga, Han? - zapytał pan Asano. Najlepiej parzy go moja wnuczka, ale chyba jeszcze śpi, więc ja przygotuję i mam nadzieję, że będzie równie smaczny. - Postawił czajnik na płycie kuchenki elektrycznej i poszukał puszki z herbatą oolong. 

- Poproszę. - Han pokiwał głową i uśmiechnął się do sympatycznego staruszka. Był pod wielkim wrażeniem. Chciałby być w tak dobrej formie, gdy będzie miał wiek pana Asano. Jeśli przekroczył osiemdziesiątke to nawet nie było tego po nim widać, poza tym miał wspaniałą aurę. Ile by dał za taką rodzine... - Mój mistrz od karate parzył bardzo dobrego oolonga i to przy nim nauczyłem się go pić. Nikt nie parzy lepszej herbaty niż wy Japończycy. 

- Z grzeczności nie zaprzecze - odezwał się znów Kazemaru. Podniósł głowę i skrzyżował spojrzenie z siedzącym obok Hanem. Zamknął książkę, odłożył ją na bok i podniósł do ust kubek z yerba mate. Upił kilka dużych łyków. 

- Wygląda na to, że już nie musisz się mnie obawiać - zwrócił się do Kazemaru Han Jae won.

- Trzeba przyznać, że zawodowo sfrunąłes z tego dachu. Koniecznie musisz mnie tego nauczyć. 

- Chciałbyś. - Han zaczął chichotać. 

- Kazemaru, mama mówi, że mamy gościa z Korei Południowej! - rozległ się dziecięcy głosik radosnego Atsu, który nagle wpadł do jadalni jak torpeda. Objął brata matki za szyję i nie chciał puścić.

- To mój nowy uczeń Atsu - odezwał się znów dziadek Asano stojący przy kuchence i wskazał palcem Han Jae wona. - Przysłał go pan Lee którego dobrze znasz. 

- Naprawdę dziadku? Jaaaaaaa! - Czterolatek wielkimi oczami wpatrywał się w pana Asano. - Czyli będziemy razem ćwiczyć kenjutsu? 

- Cześć Atsu - odezwał się uśmiechnięty Han Jae won. Podobał mu się entuzjazm tego malca. Wyglądało na to, że Atsu jest synkiem pięknej Shizuki. Sam też był uroczym dzieckiem. - Przybijesz ze mną piątkę? 

- Pewnie! - Chłopiec podszedł do Hana i przybił mu piątala. Koreańczyk od razu zrobił na nim dobre wrażenie. Wydawał się sympatyczny. - Jak się nazywasz? 

- Han Jae won - odparł od razu Koreańczyk. 

- Dzień dobry. - Atsu pięknie się ukłonił, na co Han odpowiedzial tym samym. Młodego rozpierała kosmiczna energia. - Fajnie, że będziemy razem ćwiczyć kenjutsu. To będzie naprawdę super. 

- Bardzo mi miło. - Han pokręcił głową. Nie przestawał się uśmiechać do chłopaka. 





- O woda już jest gotowa - powiedział pan Asano i szybko przekręcił kurek. Nie lubił tych nowych kuchenek, tęsknił za swoim starym piecem, który miał w domu w Kioto. Wziął się do szykowania naparu herbacianego. 

- Czasem ćwiczę z wujkiem Kazemaru i jego przyjacielem Markiem. Wujek Mark też świetnie sobie radzi z bokkenem, tylko trochę marudzi gdy mu nie wychodzi, bo niecierpliwy. - Mały Atsu rozgadal się na całego. Mógłby gadać w nieskończoność, a Han nadal chętnie by go słuchał. W ten sposób zdobył sympatię małego Kurosawy. - Kiedyś będę mistrzem jak dziadek. 

- Wcale w to nie wątpię. - Uśmiechnięty Han uniósł oba kciuki do góry. 

- Skończysz kiedyś tę opowieść gaduło? - Kazemaru zmierzwil siostrzeńcowi bujną czuprynę - podobną do jego własnej. Przez chwilę patrzył na małego śmiertelnie poważnie aż w końcu sam się roześmiał.  Zaczął się zastanowiac czemu Atsu tak się rozgadał przy tym Koreańczyku. Jeszcze nigdy wcześniej nie odzywał się do obcych gości, nawet przy panu Lee Nam niku stawał się małomówny. 

- Atsu, dasz mu chwilę, żeby mógł spokojnie wypić herbatę? - spytał pan Asano, który poszedł do stołu z tacą, na której był piękny zabytkowy czajnik i czarki. Kazemaru pomógł poprzekładac naczynia na stół. 

- A ja poproszę kakao - powiedział chłopiec wpatrzony w Koreańczyka jak w obrazek. 

- Zaraz ci zrobię to kako, momencik Atsu. - Kazemaru wstał od stołu i zabral swój pusty kubek po yerba mate. 

- Ja już mu zrobię to kakao - odezwała się Shizuka, która właśnie weszła do kuchni i zaraz ściągnęła na siebie spojrzenie przystojnego rzuciła Hana. - Dzień dobry wszystkim. 

- To ja zrobię śniadanie - zdecydował Kazemaru, który wprost uwielbial pichcić. 

- Uczesałbyś się w końcu ty diable wcielony. - Shizuka próbowała zmierzwic bratu włosy, ale ten skutecznie się bronił. Hiro nigdy nie narzekał kiedy ruszała jego włosy. Gdy obaj bracia byli mali sama ich czesała. 

- Poszła sio od moich włosów. - Kazemaru strzelił do siostry groźną minę, na co ona histerycznie się roześmiała, a on podparł boki i przyglądał się jej z nosem zadartym do góry. 

- Ty diable wcielony! - krzyknął do Kazemaru rozbawiony Atsu. 

- Znów piłeś to paskudztwo? - Zajrzała do pustego kubka brata z Inosuke - postacią z anime Demon slayer - Powąchała i skrzywiła się. - To nie dla mnie, zdecydowanie. 

- Jakie znów paskudztwo do licha? - oburzał się Kazemaru, który uwielbiał yerba mate. 

- No ta cała yerba mate. - Siostra się skrzywiła. Przelała mleko z lodówki do garnka, żeby je następnie podgrzać. W międzyczasie nasypała kakao do kubka syna z postacią z Dragon balla. 

- Jakie tam paskudztwo? Jak do niej przywykniesz to jeszcze stwierdzisz, że przypomina naszą matche, a budzi sto razy lepiej jak kawa... Nie znasz się siostro. 

- Akurat.  - Shizuka znów podlapała spojrzenie Hana i odrobinę się zarumieniła. Pech chciał, że zauważył to jej spostrzegawczy braciszek i zaczął stroić te swoje miny. Temu to nic nie umykało, nigdy. Niech tylko spróbuje teraz jej dogadywać na ten temat to zobaczy do czego jest zdolna. Jeszcze się zmieni w wiedźmę i go zamieni w skałę. - No i co się tak patrzysz Kaze? Chciałeś może coś powiedzieć? 

- Nie, nie, już nic - zaprzeczył Kazemaru z miną niewiniątka. Dodatkowo machał rękami. - Absolutnie. 

- Tak też sądziłam - odparła sucho Shizuka i posłała Hanowi ciepły uśmiech. 

- I jak tam nasz oolong panie Han Jae won? - spytał Koreańczyka pan Asano. 

- Doskonały panie Asano - przyznał Han i odłożył czarkę na blat. - Dziękuję bardzo. 

- Hej bratku, masz może jakieś plany na popołudnie? - spytała Shizuka, której nagle się przypomniało że ma coś do załatwienia na mieście i potrzebuje zostawić z kimś małego. Niestety dziadek też miał gdzieś jechać popołudniu i nie mógł zostać z Atsu. 

- Tak, idziemy z Markiem na spotkanie z naszym nowym zleceniodawcą. Ma nam dać jakieś ważne papiery odnośnie tej sprawy nad którą mamy pracować. 

- Kurcze, niedobrze. Ja też muszę wyjść i pewnie prędko nie wrócę, a mały nie może zostać sam. Nie mogę dziś opuścić tego spotkania. 

- Gdybyś mi wcześniej powiedziała to bym inaczej wszystko poustawiał. - Kazemaru zrobił minę, która wyrażała ubolewanie. - Tysiąc razy co mówiłem, że musisz mnie wcześniej uprzedzić, bo potem może być ciężko z czasem. 

- Ale ja całkiem zapomniałam, że to dziś. - Shizuka złapała się za głowę. Tyle miała ostatnio na głowie. - Co ja teraz zrobię? 

- A dziadek nie może? - spytał Kazemaru i przerzucił spojrzenie na staruszka. 

- Niestety ja też muszę dziś wyjść na kilka godzin - powiedział zasmucony pan Asano. Bardzo nie lubił takich sytuacji, gdy nie mógł pomóc komuś z rodziny. 

- W takim razie ja z nim zostanę. Akurat nie mam nic do roboty - odezwał się Han Jae won. - Możecie mi zaufać, mam doświadczenie w opiece nad dziećmi. Kiedyś opiekowałem się trzema młodszymi siostrami. 

- Tak, super! - ucieszył się Atsu. - Zostanę z Hanem. Huraaaaa! 

- Synku poczekaj... nie wiem czy powinnam. 

- Mamo zgodzisz się, prawda? - Chłopiec położył się na ziemi i błagał matkę, żeby się zgodziła. - Błagam zgodz się. 

- Myślę, że można mu zaufać córeczko - zdecydował pan Asano. 

- Ja wiem, tylko... 

- Mamo proszę pozwól mi zostać w domu z Han Jae wonem. - Mały już prawie płakał. - Pozwól. 

- No dobrze, niech ci będzie Atsu. - Nie mogła dłużej trzymać syna w niepewności choć było jej trochę głupio względem Han Jae wona. Ledwo co się poznali, a ona już mu zostawia syna pod opieką. W porównaniu do Kazemaru nie miała problemu z zaufaniem mu. Czuła, że może zaufać temu Koreańczykowi. Kazemaru poza dziadkiem i Markiem nie ufał nikomu. To przez Hiroshiego był taki nieufny, bo ten ich zdradził. 

- Jesteś całkowicie pewien, że chcesz robić za jego opiekunkę? - Zszokowany Kazemaru patrzył na Hana jak na kosmitę. Nie był pewien czy powinni powierzyć temu facetowi Atsu, ale znowu z drugiej strony dziadek mu ufał więc może i on powinien dać mu szansę.  - Ty się dobrze zastanów co robisz facet? 

- Nie ufasz mi,  co? - Han Jae won wbił w Japończyka twarde badawcze spojrzenie. Był ciekawy co ten mu odpowie. - Nie bój się, nie porwę chłopaka. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Bardzo mi zależy na tym treningu u pana Asano, więc żadne głupoty nie wchodzą w grę. 

- Jeśli dziadek ci ufa to ja nie mam nic do gadania - odparł Kazemaru z chłodną obojętnością. - Zazwyczaj wszyscy polegamy na jego intuicji, bo jeśli on coś powie to zawsze się to sprawdza. 

- Spadłeś nam dziś z nieba Han Jae won - piszczała zachwycona Shizuka. - Jestem ci taka wdzięczna. Mam nadzieję, że Atsu nie będzie sprawiał kłopotów.  

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Han Jae won uśmiechnął się do Atsu a zaraz potem do jego matki - jeszcze bardziej czarujaco. Był nią taki zachwycony, zrobiłby dla niej absolutnie wszystko. 

- Huraaaaa! - krzyczał chłopiec. Był dosłownie wniebowzięty. - Ale będzie fajnie. 

- To naprawdę niesamowite, że on tak do ciebie lgnie - zwróciła się do Koreańczyka. Był młodszy od niej przynajmniej te trzy lata, ale to jej zupełnie nie przeszkadzało. Mogliby nawet mieć ten romans i co by się stało. Facet był piękny, zdecydowanie warty grzechu. Cholerny świat. Braciszkowi by się to nie spodobało. - Prawie nie poznaje własnego syna. On nigdy nie chciał zostać z nikim obcym, nawet z sąsiadką, a ciebie ledwo poznał i nie ma żadnego problemu z tym żebys z nim został w domu. 

-  Tylko się od razu nie zakochaj siostrzyczko - zadrwił Kazemaru. Tak, był złośliwy, złośliwy jak cholera i sam siebie za to nie cierpiał. Czasem nie mógł się obejść bez tych swoich durnych złośliwości, a to  Ale to niemożliwe, żeby Shizuka tak szybko poczuła coś do tego obcego faceta. Była przeciez twardzielka, taką samą jak on. Skąd nagle to dziwne zauroczenie gościem młodszym od niej? Ni stąd ni zowąd przypomniała mu się Mika, która poleciała na Walkera, a ten też był od niej osiem lat młodszy... Tyle, że Mark nigdy nie był w Mice zabujany, ona w nim też nie. Żadne z nich nie nie planowało wiązać się na dłużej. 

- Zamilcz braciszku, dobrze ci radzę. - Miała wielką ochotę palnąc brata w łeb za to dogadywanie. Co to miało znaczyć? Czy naprawdę musiał ją wpędzać w zakłopotanie przy tym Hanie? Nie, nie musiał, ale robił to, a ją najzwyczajniej w świecie trafiał szlag. Już ona mu się odwdzięczy w najodpowiedniejszym momencie. 

- Ale siostro... - Kazemaru zrobił słodką minkę. 

- Przymknij się już - warknela w końcu zirytowana Shizuka. 


Ciąg dalszy nastąpi... :) Bawcie się dobrze. 


Bardzo dziękuję za uwagę. Życzę jak zawsze miłej lektury i sporych wrażeń. Mam nadzieję, że i ta część Was nie zawiedzie. 


Komentarze

  1. Wciągające, klimatyczne z wyrazistymi postaciami. Mieszanka napięcia, tajemnicy i zderzenia charakterów. Podoba mi się tło kulturowe i to, jak naturalnie przeplata się codzienność z duchowością i sztukami walki. Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Kochana. Cieszę się, że nowy rozdział się spodobał. Dziękuję za miłe słowa, które motywuja do ciężkiej pracy. Lubię dla Was pisać.

      Usuń
  2. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wciąga i trudno się oberwać od czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Kochana ❤️❤️❤️❤️ Tak mi miło. Wszystkiego dobrego 😀

      Usuń
  3. Wciągnął mnie i ten fragment Kasiu. Genialnie to się czyta, pozdrawiam i czekam na dalsze części :-) .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty