Wdzięczność ❤️❤️❤️
Witajcie Kochani
Dziękuję za każde pozostawione tutaj ciepłe słowo i oczywiście Waszą obecność, która jest bezcenna i niezmiennie dodaje skrzydeł, kiedy zaczyna mi ich brakować. Wasza obecność jest dla mnie najważniejsza. Bez Was nie byłoby tego miejsca, to się również tyczy starego bloga Kasiny świat. Wasze słowa potrafią tyle zmienić i niejednokrotnie poprawić mi kiepski humor. Ostatnio rzadko coś publikuje i to nie za bardzo mi się podoba. Wolałabym być częściej. Różne zawirowania w życiu mnie spowalniają i blokują swobodny przepływ myśli. Kiedyś pisałam jak najęta, potrafiłam stworzyć kilka postów w miesiącu. Czasem jest tak, że zapale się do pisania, bo niby w głowie pomysł jest i to niejeden, a gdy przyjdzie przelać to tutaj to nagle jakoś dziwnie wszystko umyka jakbym miała tam zupełną pustkę. Okropnie mi się to nie podoba, a także to, że nie mogę nic na to poradzić. Czuję się źle z tym, że tak mało mnie tutaj i tam również, bo przecież obiecałam Wam, że będę tu częściej. Takie było założenie, kiedy zakładałam tego bloga. Jest mi smutno i źle.
Ale życie doskonale weryfikuje wszystkie plany, dosłownie wszystko. Niestety. Ciężko cokolwiek zaplanować żeby się nie posypało. Ostatnio zbyt wiele się posypało w moim życiu, co sprawiło, że trudno mi się pozbierać. Jestem wdzięczna za każdą dobrą kochaną osobę, która wniosła coś do mojego życia, która tu jest ciągle ze mną mimo, że ja jestem rzadko. Jestem wdzięczna Tym, którzy nie zawodzą i mimo własnych problemów i smutków nadal zostawiają tutaj swój ślad, miłe słowo i serce na dłoni. Z początku nie miałam tyle odwiedzających osób, ale wierzyłam, że jeśli będę się starać to kiedyś będzie dużo dużo więcej. Dziękuję tym osobom którzy doceniły moją blogową twórczość, dostrzegły mój potencjał i dają temu wyraz w swoich słowach (komentarzach). Każde dobre słowo ogromnie mnie motywuje do działania, a krytyka... Cóż, jeszcze nie do końca umiem zaakceptować, to, że coś się komuś nie podoba. Staram się przywyknąć do tego, że nie każdy zobaczy w moim pisaniu coś wyjątkowego. W dzieciństwie nie doświadczałam pochwał, byłam ciągle krytykowana przez otoczenie, (zwłaszcza w szkole), ciągle miałam gorsze oceny od innych, nikt nie doceniał mojej pracy, nikt nie mówił że wyjdę na ludzi, pewnie stąd ten problem z podejściem do cudzej krytyki. Krytyka często podcinała mi skrzydła i wpędzała w dołek, sprawiała, że natychmiast rezygnowałam z tego co robiłam... No i było po ptokach jak to się mówi. Jestem tak naprawdę osobą okropnie zakompleksioną i nawet, gdy kilkanaście osób powie mi, że coś robię dobrze to ja i tak zawsze mam do siebie, ale. Kiedyś przez ponad rok nie byłam w stanie nic napisać, bo uważałam, że nie umiem. Wierzyłam osobom, które tak mówiły. Jedna osoba, którą miałam za przyjaciółkę ( na studiach) powiedziała mi kiedyś w towarzystwie, że wcale nie umiem pisać, bo gdybym umiała to już dawno bym coś wydała. Bardzo mnie to zabolało, ponieważ bardzo liczyłam na jej wsparcie. Wspierałam tę koleżankę jak mogłam w trudnych chwilach (przez cały okres naszego studiowania), bo wiedziałam, że też nie ma za ciekawie w domu, tymczasem z jej strony dostałam tylko takie okrutne słowa. To był dla mnie siarczysty policzek. Po studiach nasze drogi się rozeszły. Ona przestała dbać o nasze relacje i ja także... Po pewnym czasie nasza bohaterka poczuła, że się odsuwam i dopiero wtedy zaczęła do mnie pisać - nie wiem na co liczyła - a ja trzymałam dystans, tak na wszelki wypadek. Za długo się starałam, żebrałam o przyjaźń, wsparcie, zrozumienie, w końcu każdy zaczyna mieć dość. Kochałam tą osobę, ale okazała się być narcyzem czego nie dostrzegałam z początku, gdyż poczucie i silna chęć posiadania przyjaciela zaślepiła mnie totalnie. Wiele osób mówiło mi, że to nie jest prawdziwa przyjaźń, ale ja broniłam zaciekle tej koleżanki i jednocześnie cierpiałam z tego powodu. Bywało tak, że gdy byłyśmy same wszystko było ok, ale w większym towarzystwie sprawiała, że czułam się całkiem niepotrzebna, odrzucona, jak piąte koło u wozu. Mieliście tak kiedyś? To samo było w szkole, w podstawówce i w technikum. Myślałam, że na studiach będzie inaczej, a jednak się przeliczyłam. To się za mną ciągnęło od samego początku. Teraz wiem dlaczego tak było. Bo nie lubiłam i nie szanowałam siebie. Psycholog mi to uświadomiła. "Jeśli nie lubisz i nie szanujesz siebie samej to nikt cię nie będzie szanował. Zawsze będziesz dla innych wycieraczką, bo ludzie potrafią być jak wampiry i wyczują twoją najmniejszą słabość" Chyba miała rację.
Tamta koleżanka ze studiów nie była ani pierwszą ani ostatnią osobą, która tak źle mnie traktowała. Z innymi zawsze lepiej się obchodziła i jasno dawała odczuć, że niewiele dla niej znaczę. A potem były żale i pretensje, że się odsunęłam, że nie pisze, nie dzwonię, że o niej zapomniałam, że ona czuje się taka sama, bo w zasadzie jedyne co ma to praca. Co się stało z tymi ludźmi, którym poświęcała wtedy tyle uwagi? Przecież ja byłam wtedy niewidoczna. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nie widział moich zaczerwienionych od płaczu oczu ani nie czuł tego, co ja, tej samotności, poczucia bycia na marginesie. Nigdy nie usłyszałam przepraszam i już nie usłyszę. Nie liczę już na żadne przepraszam ze strony tej osoby. Ona ma swoje życie, a ja swoje i nie zamierzam już wchodzić do tej samej rzeki. Oddałam tej osobie kawałek swojego serca, które zostało zranione i połamane. Ile razy wychodziłam do ludzi z ręką na sercu tyle razy byłam porzucana. Zależało mi na wzajemności oraz akceptacji i pewnie dlatego nie dostawałam nic, bo za bardzo chciałam. Każdemu coś we mnie nie pasowało. Czasem ciężko się pogodzić z tym, że ktoś odchodzi z naszego życia albo że my sami musimy się odciąć od kogoś dla własnego dobra. Mam okropne doświadczenia z przeszłości i boję się kolejnych złych. Życzę tej koleżance jak najlepiej, bo nie jestem mściwa, ale wiem, że już nigdy nie zaufam jej i nie okaże serca by nie zostało znów podeptane. Najbezpieczniej czuję się, gdy ta osoba jest daleko ode mnie i milczy. Nie potrafię z nią rozmawiać, nie wiem, co odpowiedzieć, gdy się żali na wszystko, bo nie lubię być okrutna. Wiem, że słowa mają wielką moc, albo Cię uzdrowią albo zabiją. Czasem lepiej milczeć niż używać słów, które tną jak miecz. Słowa mogą być trucizną, już nieraz się o tym przekonałam. Człowiek żałuje w życiu wielu wypowiedzianych w złości słów, których nie może cofnąć. Czasem płaci za to przez całe życie. Nikt nie jest święty. Każdemu zdarza się popełniać kardynalne błędy. Takim błędem jest też brak szacunku dla siebie samego. To wielki błąd, który sprawia, że nasze otoczenie też nie ma do nas szacunku. Jeśli nie stawiamy jasnych granic dajemy innym odczuć, że mogą z nami robić co tylko chcą, bo nie poniosą za to konsekwencji.
Moja kochana babcia nauczyła mnie, że trzeba kochać ludzi, wychodzić do nich z sercem pomagać i być wdzięcznym, ale trzeba też być ostrożnym, bo nie każdy na to oddanie zasługuje. Ja nigdy nie byłam ostrożna w kontaktach z ludźmi. Nadal bywam zawiedziona, nadal płaczę, gdy ktoś kogo traktuje dobrze odpłaca się czymś całkiem przeciwnym. Ostrożność popłaca choć też odcinanie się od świata nie jest zbyt dobre. Nie każdy umie być całkiem sam, wszak człowiek to istota stadna. Ja od dziecka jestem introwertykiem. Najbardziej ufałam babci od strony mamy i tylko przy niej czułam się bezpieczna. Gdy umarła zawalił mi się świat. Dosłownie. Nawet z mamą tak dobrze się nie rozumiałam. Babcia była dla mnie całym światem, oparciem i schronieniem. Po jej śmierci wszystko się posypało i ja też się zmieniłam. Już nigdy nie byłam tą samą osobą. Wczoraj skończyłam oglądać taki serial koreański pt. Nasz nieznany Seul i tak się spłakałam jak nigdy. Była w nim cudownie przedstawiona relacja wnuczki z babcią, która jest opoką. Jedna z sióstr bliźniaczek była tak mocno zżyta z babcią, że nie wyobrażała sobie bez niej życia. Nie będę Wam nic więcej zdradzać, żeby nie zepsuć Wam przyjemności z oglądania. To naprawdę piękna drama i cieszę, się, że ją dokończyłam. Było warto! Porusza ona wiele ważnych i trudnych spraw, które w naszym współczesnym życiu są tak żywe. Pokazuje, że nie zawsze jest tak jak nam się wydaje i że nie dostrzegamy cierpienia lub strachu innych lub nie potrafimy go zrozumieć oraz że nie akceptujemy kogoś takim jakim jest i to jest naprawdę bolesne dla tej osoby. Taka osoba nie potrafi docenić ani kochać samego siebie, bo ciągle ma w głowie, że ktoś jest lepszy, że nie dorasta do pięt tej drugiej. Widziałam w tej bohaterce samą siebie, jest dokładnie taka sama jak ja, dlatego doceniłam ten serial. Nasz nieznany Seul to jeden z najpiękniejszych i najprawdziwszych seriali jakie oglądałam do tej pory. Komuś może się wydać nudny, ale gdy się w niego wdroży dostrzega się to czego się nie widziało z początku. Ta drama zdecydowanie skłania do głębokich refleksji i rachunku sumienia. Nie ma tu może wartkiej akcji czy brawurowych scen, ale z pewnością zasługuje na uwagę. Na pewno potrzeba dużo chusteczek higienicznych, bo jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy to łzy popłyną strumieniami. Drama porusza piękne wątki, ale też pokazuje jak życie potrafi być bolesne i niesprawiedliwe, jak potrafi człowiekowi dokopać... jednak któregoś dnia dobro do nas wróci dzięki jednej osobie, jeśli na to zasługujemy. Ja wierzę w dobrą i złą karmę. Trzeba mieć nadzieję na lepsze jutro inaczej nasze życie nie ma sensu.
Fotki poniżej pochodzi z galerii Google
Jestem wdzięczna za naszą Blogową Rodzinę, bez niej czułabym się pusta jak przestarzały orzech. Dzięki wielu z Was czuje się doceniona i otoczona ciepłem. Jestem wdzięczna nawet tym cichym obserwatorom, którzy nie zostawiają komentarzy. Serio. Wiem, że gdzieś tam są i zaglądają. Bardzo się cieszę, że moja nowa blogowa powieść podoba się także Panom :) nie tylko Paniom. Lubię dla Was pisać. Niektórzy piszą mi żebym wydała to co tutaj pisze. Dziękuję Wam za wiarę we mnie, ale szczerze powiem, że nie wiem czy chce coś opublikować w wydawnictwie. Jeśli kiedyś coś wydam to tak jak Roksi czy Lutana własnym sumptem dla tych, którzy naprawdę lubią moje pisanie, jeśli będzie mnie na to stać. Jedna znajoma szczerze mi to odradza, bo uważa, że bez sensu się pakować w coś takiego, że to jest jak pisanie do szuflady. Pewnie dlatego, że sama pracuje dla wydawnictw, innego wytłumaczenia nie znajduje. Kilka razy obiecała mi, że zajrzy na bloga i powie co myśli o moich tekstach, ale do tej pory nie znalazła dla mnie czasu... No cóż, nie zamierzam się już więcej przypominać. Może pewnego dnia sama sobie przypomni. Tylko raz na ten temat rozmawiałyśmy. Kiedyś Jotka poprosiła w komentarzu bym napisała jak u mnie jest z tym pisaniem, czy notuje sobie pomysły czy pisze z marszu i tak dalej. To różnie bywa Kochani, lecz najczęściej gdzieś sobie notuje i zapisuje różne rzeczy, drobne szczegóły gdyż jak wiecie pamięć ulotna i lubi się mieszać lub zapominać. Czasem robię sobie w zeszycie taki mały plan żeby się nie pogubić. Wymyślanie imion i nazwisk zajmuje mi trochę czasu. Rzadko się zdarza, że od razu wiem jakie nazwać moich bohaterów. Najtrudniejsze są tytuły, ponieważ muszą być adekwatne do treści rozdziału. Bohaterowie czasem fizycznie przypominają różne osoby publiczne, ale tylko fizycznie. Pomysł na tę obecną opowieść kiełkowała we mnie od jakiegoś czasu. Mam zamiar jeszcze wrócić do opowieści Idąc pod prąd bo nie ukrywam lubiłam tamtych bohaterów z Ochotnicy Górnej i Dolnej poza tym mam jeszcze wiele do opowiedzenia o naszych cudownych Gorcach i Szczawnicy, która jest też niezwykle bliska naszej kochanej Ani Zadrożnej, autorce Pasm życia, Babiego lata i nie tylko. Kocham to co Ania pisze i z przyjemnością pochłaniam Jej twórczość. Bloga Ani wiele z Was zna i czyta, a tym co jeszcze nie znają to bardzo polecam ( link do bloga Ani tutaj : https://annapisze.art/
Dziękuję, że dotarliscie do końca tego posta i zarazem przepraszam, jeśli zbytnio namarudziłam, ale chyba potrzebowałam to wszystko napisać. Czasem jest lżej człowiekowi, gdy się zwierzy z tego co mu ciąży na wątrobie. Bardzo dziękuję Wam za to, że Jesteście i tworzycie ze mną to miejsce i za każde dobre słowo, za Waszą szczerość. Okazywanie wdzięczności ludziom jest ważne i wcale nie takie trudne. Smutne, że nie każdy to potrafi. Bądźmy wdzięczni zwłaszcza tym, którzy na to zasługują. Kocham Was!!! Trzymajcie się ciepło.









Kochana, pisz kiedy możesz i czujesz taką potrzebę. Ja będę czekała na każdy post cierpliwie ❤️
OdpowiedzUsuńWcale nie marudzisz, a po to mamy tę blogową rodzinę, by czasami się wyżalić czy ponarzekać.
OdpowiedzUsuńKomu nie pasuje, niech idzie dalej i nie krytykuje bez sensu.
Smutno mi tylko, że nie wszystko układa Ci się pozytywnie, to niesprawiedliwe, bo masz w sobie ciepła za dwie osoby!
Trzymaj się jasnej strony mocy i pisz!
Z ludźmi naprawdę bywa różnie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nasze życie jest jak podróż pociągiem, podczas której jedni ludzie wsiadają i na pewnym etapie wysiadają. I trzeba się z tym pogodzić. Cieszę się, że jesteś i zawsze chętnie czytam Twoje wpisy!
OdpowiedzUsuń